Kamera ruszyla jak miałem jakieś sześć lat... A potem już się kręciła. Gdyby nie kamera, pewnie nigdy byście mnie nie poznali. Chodziłbym codziennie do szkoły, pisał regularnie sprawdziany, potem angielski, lekcja pianina, trening na boisku u księdza ( najlepsze boisko w okolicy;), kumple, podwórko, kompik i marzenia... O czym? Pewnie o wakacjach, fajnej dziewczynie i ... sławie. Jak każdy. Dziś sporadycznie bywam w szkole i ... znacie mnie. Postaci które gram, są do mnie trochę podobne, ale nie identyczne. Dlatego jeśli chcecie wiedzieć co u mnie, czym sie różnię od Tomka Boskiego, Michała z Ojca Mateusza i wielu innych ról, które zagrałem - wpadajcie. Postaram się pisać o moim prawdziwym życiu. I postaram się żeby było ciekawie.

I komentujcie, to będzie znak, że chcecie czytać;)

wtorek, 31 stycznia 2012

MARZENIA

Marzenia.
Po co są? Żeby je spełniać, czy żeby mieć do czego dążyć
Miałem wiele ,,marzeń”. Co tydzień inne. Jednego dnia chciałem śmigać na desce, a drugiego grać na gitarze.
Ale to nie były prawdziwe marzenia. Te prawdziwe nie mijają po tygodniu. Prawdziwe marzenia stają się motorem życia, wyznaczają cele.
Ja na przykład marzę o tym, żeby zostać dobrym aktorem. Żeby grać trudne role w fabułach, by stanąć kiedyś na deskach teatru...
I codziennie idąc na plan myślę, co zrobić, żeby być lepszym, autentycznym...  
Ostatnio tata dał mi zbiór książek Stanisławskiego. To koleś, który wymyślił współczesną zasadę grania. Metoda. Czytam, poświęcam temu czas, robię ćwiczenia. Wszystko po to, żeby zrealizować swoje marzenia.
Ale w zasadzie osiągając cel robi się trochę smutno bo nie ma już na co czekać ani do czego dążyć.
Woody Allen, w swojej biografii, mówi, że zawsze marzył o tym żeby zdobyć Oscara. To było coś czego pragnął z całych sił. Jego cel. Aż w końcu, gdy w 1977 roku nakręcił genialny film Annie Hall, Akademia nagrodziła go, i to podwójnie. Za scenariusz i za reżyserię. Udało się! Spełniony w 100% i szczęśliwy koleś- można by powiedzieć.
A guzik prawda. Późnym wieczorem, po ceremonii,  wrócił do mieszkania taksówką. Zmęczony wsunął kluczyk do zamka, jak co wieczór przekręcił go leniwym ruchem i wszedł do środka… Ciemno, cisza, spokój. Zdjął kurtkę, rzucił gdzieś w kąt nagrodę i jak co wieczór padł zmęczony na łóżko. Było mu smutno.
Osiągnął to co chciał, ale stracił cel. Więc może lepsze jest samo czekanie?
Marzenia wyznaczają cele. Ukierunkowują nasze życie. To od nich zależy kim będziemy w przyszłości i co będziemy robić.
Całe życie podświadomie  dążymy do spełniania tych ,,prawdziwych” marzeń.
Dlatego warto je dobrze dobierać. I marzyć z głową. 
Bo przecież nie można wiecznie marzyć o podrywaniu wszystkich lasek w okolicy.
To  marzenie będzie trwało tak od 13 do 22 roku życia ( z tą górną granicą to strzelałem, nie wiem kiedy to minie :))
Po nim przyjdzie kolejne - związać się z jakąś kobietą na śmierć i życie, mieć piątkę cudownych bachorków i wypasiony dom, i tak dalej...
Oczywiście przez całe życie prawdziwemu facetowi towarzyszy też wizja: umrzeć bohaterską śmiercią - najlepiej widząc czerwony laser na czole pięknej dziewczyny skacząc i zasłaniając ją własnym ciałem, no a potem zejść z tego świata będąc w jej objęciach.... Ahhhh rozmarzyłem się :P
Oscar Woodiego był tylko zakończonym etapem, który otwierał nowy rozdział.
Tak więc życie jest taką drogą a marzenia przystankami, na których zatrzymujemy się, zaglądamy w mapę i zmieniamy trasę ( udała mi sie ta metafora;)

A więc marzymy, marzymy. I pracujemy codziennie na swoje marzenia.
 Tylko jak pisałem wyżej-
- z głową xD.

Ale się dziś rozpisałem, dwa posty jednego dnia...
I z polskiego dostałem ostatnio piątkę, pierwszą w liceum ( jedno z marzeń          spełnione;)

A Wy, jakie macie marzenia?? Te duże? I te mniejsze?

OJCIEC LEON

Znacie mój rap dla Ojca Leona Knabita.
Jego blog jest w czołówce konkursu na Blog Roku. Idziemy "łeb w łeb"
Dziś Ojciec Leon odpowiedział nam na swoim blogu!!!!  Szacun.
http://www.tyniec.benedyktyni.pl/ps-po/?p=9021
Co prawda, nie rapował, szkoda, bo liczyłem na to, ale napisał:
"Możliwe, że w najbliższym czasie zdecyduję się na przedstawienie pseudorapu, jaki ja też niekiedy prezentuję tu i ówdzie..." 
                                               
     I filmik Ojca dla mnie i dla Was - różne mądre rzeczy i pozdrowienia:


                            

Ojcze Leonie, dziękuję. Ja też wysłałem sms-a na blog Ojca. Co prawda, nie mam tego na  filmiku, bo nie miałem dziś czasu nakręcić (od rana jestem na planie i kręcimy co innego), ale mam na komórce potwierdzenie, jakby ktoś nie wierzył;))

I wiecie co, bardzo mi się to podoba, bo z konkursu zrobiła się taka ekumeniczna wymiana myśli i pokoleń ( chociaż ojciec Leon wygląda na  młodszego duchem od wielu z nas;)
Ktoś kiedyś powiedział : "Pan Bóg jest dowcipny każdy się przekona bo stworzył żyrafę i ojca Leona"
A ojciec Leon też jest dowcipny. Napisał wiele książek i udzielił dużo wywiadów. W jednym z nich mówi: " Za dobrym katolikiem nie byłem nigdy ale nigdy też nie miałem wątpliwości w wierze" Na pytanie : Czy nie korciło Ojca do dziewcząt? Przepraszam, może to zbyt śmiałe pytanie, ale jak Ojciec walczył z pokusami? Odpowiada:
" Korciło i korci, bo jak mi się wydaje jestem normalnym człowiekiem i wole to niż "korcenie" do chłopców. Sposobem walki z pokusami jest miłość do człowieka. A miłość chce dobra drugiego [...] A z resztą teraz z wiekiem to już przestaję być niebezpieczny choć zdaje sobie z tego sprawę, że diabeł nie śpi i pali nawet w starym piecu."
Na pytanie: jak Ojciec myśli, czy gdyby dziś przyszedł Pan Jezus na Ziemię, czy nauczałby przez internet?
ojciec Leon odpowiada: Nie mam upoważnienia do takich odpowiedzi.... ale jeśli papież już to czyni to dlaczego nie mógłby jego Szef.
O śmierci mówi: " Jest tak, jak napisał pewien dzieciak opisujący psa: „Pies z tyłu ma ogon. Ogon jest coraz cieńszy aż wreszcie ustaje” (śmiech). I my też jesteśmy coraz cieńsi, cieńsi, aż ustajemy. Chodzi o to, by mnich miał miękkie lądowanie. I jeśli Bóg pozwoli, bez przesiadki w czyśćcu…"
No, mówiłem Ojciec Leon jest dowcipny;) I dowiedziałem się tego dzięki temu konkursowi, bo wcześniej... chyba nawet nie wiedziałem kim jest i nie czytałem niczego co napisał... Bo kto by czytał książki mnicha... I to jeszcze w moim wieku...
Więc...
jeszcze raz zapraszam  do mnie;)
Może zadamy jakieś niewygodne pytania na temat życia, wiary itd, a ojciec odpowie??

i czytajcie bloga: www.tyniec.benedyktyni.pl/ps-po/?cat=6



Do 7 lutego trwa głosowanie na Bloga Blogerów. A więc pełna mobilizacja :) .  Razem z Ojcem Leonem idziemy „łeb w łeb”. Przypominamy o zasadach:
BLOG Ojca Leona: sms o treści B00088 na numer 7122 (1,23 zł)
Mój Blog sms o treści A00533 na numer 7122 (1,23 zł)
Razem z Ojcem Leonem trzymamy się razem…

poniedziałek, 30 stycznia 2012

PO FERIACH

Szkoła.
Kto wymyślił szkołę od ósmej rano? Przecież nastolatek musi się wyspać!
A kto wymyślił szkołę od ósmej rano w dużych miastach gdzie są korki? Tego już nie rozumiem. To powinno być ustawowo zakazane.
Mieszkam na przedmieściach. Właściwie to pod Warszawą. Moi kumple z okolic nazywają to wiochą (choć to całkiem prestiżowa okolica), bo są tylko domy, zamknięte osiedla z płotami i bramami otwieranymi na pilota albo z ochroniarską budką ( żeby nikt nie mógł się włamać), parę małych sklepów i przystanki autobusowe, które dla nas młodych bez samochodów są ... jak drzwi do nieba czyli .... na Warszawkę.
Jak byłem mały, to parę razy zawisłem na okolicznych parkanach rozrywając nowe ubrania. Bo żeby odwiedzić kolegów, trzeba było znać kody do furtek albo ganiać dwa kilometry na około. Zamknięte osiedla... Wymysł czasów, żeby dać pracę agencjom ochrony, firmom budującym ogrodzenia itd. A tak naprawdę... chodzi o izolację. Żeby sie odizolować od innych i mieć święty spokój. Jak w więzieniu. Żeby nie patrzeć ludziom w oczy, żeby pod drzwi nie przychodzili bezdomni prosząc o parę groszy, żeby czasem ktoś czegoś ode mnie nie chciał, i nie przeszkadzał, kiedy jestem w moim zamkniętym na cztery spusty domu. Kiedy się wprowadzałem, przyszła pani z agencji ochrony proponując umowę. Dała czas do jutra. Ludzie byli niezdecydowani... Ochrona, po co, przecież jest brama, i w ogóle wiocha... A w nocy były cztery wałmania. cztery skradzione samochody, które dziwnym trafem znalazły się potem gdzieś niedaleko w rowach ( między innymi nasz). I ludzie podpisali umowę na ochronę...
W malym miasteczku u mojego dziadka, wszyscy się znają i uśmiechają do siebie... Ale to inna historia.
A, więc szkoła...
Zeby dojechać na czas do szkoły zatkaną trzypasmówką -muszę wstać o szóstej. O szóstej rano!! Ej, czy ktoś mnie słyszy?? Jak wyłączam ten kretyński budzik -jest zupełnie ciemno.
Jeśli zostanę politykiem ( ale raczej nie, bo to jeszcze gorsze niż bycie artystą), będę walczył o prawa nastolatków do snu. Tak, to bardzo ważne.
Więc dziś wstałem o szóstej... i dlatego, nie mam weny, nie jestem dowcipny i w ogóle...
W szkole całkiem fajnie. Zobaczyć kolegów po feriach bezcenne. Zobaczyć nauczycieli - ekstaza;)) Niestety nie mogłem delektować się szkolnym upojeniem, bo o 13 przyjechał po mnie samochód i znowu na plan.

Jest 21.00 piszę to i marzę. Odpocząć. Położyć się. Spać. Spać Spać. Mieć ferie, na których naprawdę odpocznę...
Kiedyś pisałem o emeryturze. To dobra opcja. Chociaż wystarczyłyby lekcje od 10 rano.
Bo nastolatek to ktoś bardzo wymagający, ale ...
niewiele potrzebujący do szczęścia;)))
21.50... zeszło mi trochę... jeszcze jakieś lekcje, tekst na jutro i spać.
A rano, szósta - pobudka.

Jutro wreszcie napiszę coś mądrego. Obiecuję:)

Dobranoc.

niedziela, 29 stycznia 2012

RAP - PRZESŁANIE

Dziś nagrałem krotki fimik:)
Dla Was, i dla Ojca Leona, który w konkursie na Blog Roku jest przede mną- na pierwszym miejscu.
Muzykę, którą w filmiku uprawiam nazwałem "rapem" ale, w związku z dużym oburzeniem miłośników rapa - odwołuję!
Kochani raperzy, nie bójcie się. To nie był zamach na cudowną, wspaniała muzę, którą kochacie. I nie bójcie się też, że nagram płytę (no chyba, że Hemp Gru mi zaproponuje - im nigdy nie odmówię;)
To raczej taki śmieszny, śmiechowy, bicik który przyszedł mi do głowy, forma pojedynku, show które lubię, żart z samego siebie i powagi konkursu na Blog Roku, w której czasem się gubię... Joł

A teraz do rzeczy.
Ojcze Leonie, jeśli to przeczytasz, proszę o wyrozumiałość. Naprawdę życzę powodzenia i proponuję współpracę. Wielu z nas poszukuje czegoś w życiu... I często nie wiemy czego... Akceptacji, miłości, przyjaźni, sławy, drugiego człowieka... Dookoła tyle reklam, wzorców, wymagań. Mamy setki znajomych na facebooku a czujemy się samotni. Trochę tak, jak Charlie, bohater książki, którą niedawno przeczytałem.
Proponują nam produkt, karierę, dobrą pracę... a szczęście nie przychodzi. Zgubiło się? Straciło? A może szukamy nie tam, gdzie trzeba... I czy ktoś nas czasem nie oszukuje??
A może to dlatego, że ... czegoś w naszym życiu nie ma... ( próbuję pisać normalnie, ale ciągle mi sie rymuje)
Dlatego zapraszam Cię Ojcze Leonie do mnie. Napiszesz coś czasem dla nas?

Pozdrawiam
i przepraszam za "rap" ;))

i jeszcze raz, bo lubię....



A Wy kochani, proszę głosujcie na bloga, bo to już prawie meta.

sobota, 28 stycznia 2012

LUZIK


Dziś zrobie sobie wolne od pisania;)
Wolna sobota.... mmm... uwielbiam.... Dawno takiej nie miałem...
 Więc może się nie obrazicie;))
Do jutra.

A jutro!!!

Specjalnie dla Was....
Nagrany przeze mnie hicior;)
joł

(sam się boję)






piątek, 27 stycznia 2012

Szkoła

Dziś pobudka 7 rano (dojazd do studia na Woronicza zajmuje mi w korkach koło godziny), "Pytanie na śniadanie", potem na drugi koniec miasta -sesja zdjęciowa do serialu "Krew z krwi" - tak do 13.30 i spowrotem do TVP na próbę Poziomu 2:0 na 14.00. Próba, próba, wejście na żywo 16.25.
Kończą się ferie. Cholera. Od poniedziałku znowu podobnie + szkoła.
Podziwiam moich nauczycieli, dyrektora, który się na to godzi i wszystkich którzy to cierpliwie znoszą. Moja wychowawczyni mówi:" to musi się skończyć, w liceum tak się nie da..." po czym zgadza się na kolejne nieobecności... W ogóle w mojej szkole najważniejszy jest uczeń. A to rzadkość podobno. Nie pobłażają mi oczywiście, czasem wymagają nawet więcej chcąc sprawdzić, czy nie wykorzystuję swojej pozycji. To znaczy, czy jeszcze jestem normalny, czy ich nie olewam, i takie tam... Ale ogólnie spoko.
Wielu ludzi narzeka na szkołę, nauczycieli. A nauczyciele nie znoszą uczniów... i kółko się zamyka. Bo to działa w dwie strony niestety... Więcej wyrozumiałości, życzliwości...
Myślę, ze gdyby wszystkie szkoły były takie jak moja, byłoby mniej wkurzonych nastolatków... (Chociaż przy tej burzy hormonów, to kto wie;)

Więcej dziś nie mam siły...
A u was w szkole jak to działa???
Co chcielibyście powiedzieć nauczycielom, gdybyście mogli? ( oczywiście nie zdradzę, haha;))

czwartek, 26 stycznia 2012

Róża

Dwa dni temu byłem na premierze Róży Wojciecha Smarzowskiego.
Ogólnie śmieszna sprawa z tą premierą. Na początku nie miałem na nią zaproszenia, ale potem udało mi się je zdobyć, dzięki Nadii. 
Spotkałem się z nią przed premierą bo prosiła mnie, żebym opowiedział jej co nieco o swoim liceum- właśnie wybiera.
Pijąc kawkę i zajadając hamburgery, obgadywałem swoich nauczycieli i wychwalałem szkołę. Zbliżała się 20. Godzina premiery, więc postanowiliśmy ruszyć w stronę kina. Teges śmeges pogaduszki, aż tu nagle przed nami pojawia się koleś z aparatem i zaczyna nam robić zdjęcia…
Nadia mówi, że nie chce zdjęć więc proszę ,żeby przestał a on nic, cyka dalej.
Nie wiedziałem co zrobić, pierwszy raz byłem w takiej sytuacji… Pochyliliśmy głowy i szybkim krokiem weszliśmy do kina.
Co za koleś! – myślę- mam nadzieję, że już po wszystkim. Moje przypuszczenia jak zwykle się nie sprawdziły. Wbijamy do środka a tam już nie jeden a 20 fotoreporterów.


Poddajemy się. Im bardziej będziemy chcieli uciec tym więcej będą cykać.
Spokojnie przeczekaliśmy to i weszliśmy na salę. 
Wiedząc, że pewnie zamiast oglądać film będziemy... gadać usiedliśmy w ostatnim rzędzie. Zaczęło się. Wszyscy twórcy wyszli na scenę, brawa, kwiaty, tyruryru... FILM.
Tu chyba powinienem coś o nim napisać. Podobała mi się Róża,  rola Agaty Kuleszy i Marcina Dorocińskiego, ale film... Oczywiście dobre kino, ale bardzo brutalne. Lubię mordobicia, ale moze nie byłem w nastroju ;)) No bo koło mnie dziewczyna, te sprawy...
Po filmie oczywiście znowu brawka, kwiatki, tyruryru i bankiecik. Szlajaliśmy się od kanapeczek do śledzików, i z powrotem.
Zbliżała się 23 więc postanowiliśmy spadać. Zgarnęliśmy jeszcze Izę Kunę i poszliśmy do metra.
W tym miejscu chciałbym pozdrowić pewnego księdza, który przy wyjściu z kina spojrzał na mnie i powiedział, że powinienem się wyspowiadać :))))

Ej! Czy ja wyglądam na grzesznika????



środa, 25 stycznia 2012

Koszmar.

Wczoraj po dodaniu wpisu o ACTA.... zaczął mi dziwnie chodzić  internet..
Fejsik, ok, niektóre komentarze wchodziły, inne nie, stronki otwierały się długo i namiętnie, zniknęło mi wejście na Bloga Roku, a jak już zdołałem tam wejść... zamiast zdjęcia i adresu mojego bloga, było przekreślone kółko.... zimne dreszcze przeszly mi po plecach... To koniec?? Koniec mojego internetu, koniec mnie??? Podpadłem im, namierzyli mnie, i wykluczyli... Chcą mi odebrać wszystko to, co dla mnie ważne!! Kara! Dziś brak neta, przyjaciół, jutro....
Nie spałem pół nocy. Najgorszy koszmar. 
Przed planem włączyłem komputer, wszedłem na ulubione strony... działa. Poklikałem... działa... Cud, czy tylko wczorajsze problemy z łączem?? A moze ostrzeżenie.
Jak w Orwellowskim świecie... Wiecie co to? poczytajcie...
Na razie koszmar się skończył, ale myślę sobie, jakbyśmy żyli bez tego wszystkiego??
Komórka, sms, net, facebook... Moi rodzice w młodości dawali radę, ale my??
Papierowe listy, poczta, długie wieczory z książką. Coś w tym jest, ale tak na zawsze? Nie wyobrażam sobie. Masakra. Dzieci neta.
A jeśli każą nam wszczepić sobie czipy żeby mieć zasięg, wejście w facebooka itd? Czy będąc na głodzie zrobimy to??????
Brrr
lepiej nie myśleć

Ps. zbudowany waszymi komentarzami do postu o Berenice, postanowiłem się rozejrzeć... dowiadywalem się jak zakłada się fundację, trochę to skomplikowane, ale dam radę. Będziemy mogli coś działać razem, spotykać się, robić coś dobrego dla innych... Małe gesty, ale jak będzie nas dużo, to już coś...
I może wtedy choć na chwilę ruszymy nasze dupki ( ACTA nie blokuj !) sprzed komputerów;)))

no i kto nie zagłosował jeszcze na bloga??
przyznać się bo acta was wytropi (żartowałem)

wtorek, 24 stycznia 2012

Ja pierdziele - Acta.

Dziś trochę nietypowo, ale temat ważny, więc żeby każdy wiedział....

"ACTA? Co to właściwie jest i dlaczego wszyscy o tym mówią? Dziś postanowiłem pogłębić swoją wiedzę w tym temacie i podzielić się nią z wami. A więc ACTA-Anti-Counterfeiting Trade Agrement czyli Umowa handlowa dotycząca zwalczania obrotu towarami podrabianymi. Taka międzynarodowa umowa, do której można przystąpić. Coś na zasadzie ONZ.  W dużym skrócie umowa opisana jest jako ,,regulująca kwestie obrotu podrabianymi dobrami, zasady handlu lekami generycznymi oraz problem rozpowszechniania dzieł prawnie chronionych poprzez Internet”. W DUŻYM SKRÓCIE.
A w praktyce? Zgodnie z ACTA, mógłbym dostać grzywnę za użycie tego cytatu… Dokładnie. Cały szum, który jest wokół tej umowy dotyczy Internetu, wolności słowa i inwigilacji. Chodzi o to, że ta umowa daje możliwość totalnej kontroli nad tym co robimy w Internecie.
Przepisy są jasne, jeżeli jesteś podejrzany o rozpowszechnianie informacji objętych prawami autorskimi możesz dostać grzywnę albo trafić do więzienia. I dokładnie to samo dzieje się w Internecie. Ale jak oni to wszystko sprawdzają? Ano tak, że według ACTA twoi dostawcy Internetu będą zmuszeni sprawdzać zawartość każdego pakietu danych, który wysyłasz i który odbierasz w poszukiwaniu treści objętych prawem autorskim. To znaczy, że jeśli wyślesz przez komunikator swojemu koledze empetrójkę, wrzucisz do Internetu filmik z imprezy, na której w tle leci objęta prawem autorskim muzyka lub zacytujesz chronioną copyrightem gazetę możesz ponieść tego konsekwencję. 
Od tej pory państwo ma możliwość usunięcia każdej twojej wypowiedzi lub filmiku bo  tak naprawdę WSZYSTO będzie zawierało coś chronionego prawem autorskim np. ten post.
Ale ... najważniejszym celem jest możliwość kontroli WSZYSTKIEGO w Internecie. Zresztą to się dzieje już teraz, ale od momentu wejścia tej umowy w życie to będzie legalne. Państwa będą miały możliwość sprawdzania każdego twojego ruchu w Internecie. A co za tym idzie będą wiedzieli o nas wszystko. I moim zdaniem właśnie o to chodzi. Te wszystkie ,,leki generyczne” czy ,,kwestia obrotu podrabianymi dobrami” nikogo nie interesuje. Liczy się kontrola Internetu i nas.
Ale przecież tak nie można- zawołacie- to uderza w konstytucję! Ale konstytucja mówi też o ochronie dóbr, i pod to ładnie się  twórcy ACTA podszyli. W imię nie ściągania empetrójek i ochrony twórców będą nas kontrolować. Dlatego nie dziwię się, że ludzie denerwują się, przeprowadzają ataki internetowe na strony rządowe. "
 Bo jak to powiedział kiedyś jakiś mądry koleś- ,,Najgorsze więzienie to takie bez krat” Ups! Chyba właśnie kogoś zacytowałem i złamałem prawo… xD
A, i wszystko wziąłem w cudzysłów, bo wiele z tych rzeczy przeczytałem w necie, więc sam nie wiem, co mi się tylko utrwaliło, a może kogoś zacytowałem, albo przy mojej fotograficznej pamięci, napisałem czyjeś zdanie w całości, więc...
Chociaż nie wiem czy cudzysłów wystarczy, może trzeba opisać bibliografię. Spoko, mam nadzieję, że nie zamkną mi bloga;)

Startuję w konkursie na blog roku
więc jeśli uważacie, ze to o czym tu codziennie czytacie jest ważne, zagłosujcie prosze na mojego bloga
SMS na nr 7122
w treści A00533
koszt 1, 23 gr ( cały dochód idzie na dzieci niepełnosprawne)


poniedziałek, 23 stycznia 2012

Tyruryru.

Dziś, 9.00, osiedlowy sklepik.
Wbijam do środka, rozglądam się szybko, jest kolejka. Spoglądam na zegarek.
Dobra, luzik jeszcze 10 minut do wyjazdu na plan. Na pewno zdążę. Przytupując nóżką, czekam grzecznie. Jedna osoba mniej. Druga. Została już tylko starsza pani.
Tyruryru podśpiewuję i modlę się w duchu żeby nie płaciła kartą. Grrr! Moje prośby nie zostają wysłuchane. Coraz bardziej się denerwuję. Kurde, zaraz się spóźnię – myślę. Nóżka mi chodzi,w głowie mnóstwo myśli, włącznie z tą, żeby szanowną panią zamordować…
Uff! Na reszcie skończyła! Wkurzony płacę za pączka i wychodzę. Pewnie już jestem spóźniony. Wyjmuję telefon a tam 9.04…. CO?! Jak to?!
To wszystko trwało 4 minuty?! A ja nie mogłem wytrzymać i już chciałem dusić biedną staruszkę?
Coś jest chyba nie halo Musiałku. Zamiast cieszyć się pięknym porankiem, spinam się i denerwuję. O co chodzi? O cierpliwość! Moim zdaniem najważniejsza z cech.
Bez niej nie potrafię  zatrzymać się i cieszyć życiem.  Bez cierpliwości nie da się być szczęśliwym bo do szczęścia potrzebny jest spokój, a spokój bierze się skąd? No właśnie.
I  do takiego  pseudofilozoficznego wniosku doszedłem dziś na planie, próbując być cierpliwym i skupionym cały dzień. Między scenami  siedziałem na krzesełku i skupiałem się. Żadnego kręcenia śrubki w stole, dłubania w sznurówkach, w nosie, bezmyślnego żucia gumy i takich tam.... Było mega ciężko, ale pomogło! Naprawdę czułem się lepiej niż zazwyczaj. I... jestem z siebie dumny :DD
Dlatego od dziś trening!  Silna wola i cierpliwość ....
Kiedyś może jeszcze dorzucę trening mózgu;)



niedziela, 22 stycznia 2012

Coraz szybciej.

Kolejny dzień. 
Kolejny dzień pracy. 11.05 transport na plan, 21.07 powrót do domu.
Ciemno. Rodziców jeszcze nie ma - też w pracy. Co jest do cholery... Niedziela, ferie...
Szybki fejsik, kilka pompek, ciężarki. Miałem pouczyć się słówek, coś poczytać. Padam. Dzwoni telefon. Sorry, nie chce mi się nawet odebrać.
Mam wrażenie, ze żyję coraz szybciej. Wiem, to dobrze, coś się dzieje. Propozycje, role... Co jest stary?
Może w przyszłym roku pojadę na narty. Może gdzieś na wakacje ( to akurat nie jest pewne, bo mam już plan zdjęć, na razie tydzień wolnego) Może kiedyś będę miał czas przeczytać zaległe książki, powłóczyć się z kumplami, spędzić cały dzień z jakaś dziewczyną...
Na pewno kiedyś będę miał czas... Trzeba wierzyć
Jutro transport 9.20
Idę spać. Dobranoc. 


zagłosujcie
A00533
nr 7122
1, 23 gr
jak wygram... co tam, oleję wszystko i... zrobię sobie tydzień wolnego;)

sobota, 21 stycznia 2012

Tacy sami.

Pewnie znacie to uczucie, kiedy nie możecie zasnąć.
Próbujecie nie myśleć, wyłączyć się. Przekręcacie się z boku na bok. Robi się coraz później a wy dalej nie śpicie.
Milion myśli naraz przelatuje przez głowę… Miałem tak dziś w nocy. Czułem potrzebę pogadania z kimś i nie mogłem zasnąć. Więc wstałem odpaliłem laptopa i napisałem pościk na bloga. Pomogło. Po chwili już smacznie spałem.
Z waszych komentarzy wynika, że nie tylko ja mam takie problemy;) Czy to kwestia wieku?
Ostatnio zauważam, że kurcze chociaż sie różnimy, to... mamy cholernie podobnie...
Nawet w  książce, którą ostatnio przeczytałem główny bohater Charlie, też często nie śpi, też ciągle czuje potrzebę gadania i zwierzania się. Więc pisze listy do wyimaginowanego przyjaciela.  Taki trochę pamiętnik, trochę korespondencja. Swoją drogą bardzo fajny pomysł. Zwierzasz się komuś, ale bez konsekwencji bo pozostajesz anonimowy. O to też chodziło. 
To trochę tak jak tutaj. Wszyscy się zwierzają ale pozostają anonimowi...
Autor w książce pozmieniał też wszystkie imiona żeby nikogo nie urazić.
A powodów do urażania jest dużo… Sporo  imprez, narkotyków, związków i mocnych akcji. Ostry licealny rock and roll.  Trochę tak jak u mnie ;)
A Charlie jest wrażliwy i niektórych rzeczy nie wytrzymuje.
My musimy wytrzymać...




<><>
The Smiths Asleep - to ulubiona piosenka Charliego .  
 http://www.youtube.com/watch?v=vy0NySCmuFU



Jeśli lubicie czytać ten blog proszę o głos:)
może uda się wygrać? konkurs na Blog Roku trwa

w treści A00533
na  rumer 7122

cały koszt 1, 23gr ( na dzieci niepełnosprawne)



Noc

Spać, spać, spać...
Dlaczego nie mogę spać? Necik, sms-y, gwiaździste niebo...
Ktoś coś pisze na facebooku... dobra odpiszę, poczytam książkę.... Michael (mój nativ) kazał mi się uczyć słówek z angielskiego... jedno słówko, drugie, trzecie...telefon... Stary, jest druga w nocy, o tej porze?? Ok, ok, dobra, też nie śpię...
Coraz jaśniej. Przez śnieg? Czy przez anomalie związane z końcem świata???
Co by było, gdyby rzeczywiście ten koniec świata przyszedł... W sumie ciekawie. Żyć w takich czasach... przeżyć coś, czego nikt nie przeżył...
Luzik stary. Jutro film, transport 9.05
Słuchawki.
nie ma mnie
dobranoc

piątek, 20 stycznia 2012

Music is my drug.

Music is my drug and Dj is my dealer

 W związku z milionem pytań o to czego słucham, dziś pościk o muzyce.
Słuchawki na głowie mam bardzo często, chyba jak każdy. Zaraz po przebudzeniu, w drodze do szkoły, czasem na planie, czasem na lekcjach. Ostatnio na hiszpańskim seniorita zobaczyła, że spod włosów wystają mi białe kabelki i wyrzuciła mnie z sali…
Nie mam ulubionego gatunku. Lubię muzykę, która wzbudza we mnie jakieś emocje i chyba w każdym stylu odnajduję swoje piosenki. Na moim Ipodziku znajdziecie klasykę, hip hop, jazz, rock, electro czy dubstep. Zwykle zapalam się jakimś utworem, słucham go tysiąc razy pod rząd, po czym nudzi mi się i zapominam o nim.
 Ostatnio stwierdziłem, że tak naprawdę słuchamy muzyki żeby dostarczała nam emocji, od których jesteśmy uzależnieni. Sprawdziłem to i rzeczywiście. Znacie to uczucie kiedy słuchacie ulubionego fragmentu utworu? Wydziela się wtedy dopamina, uwalniana także podczas zażywania narkotyków. Rock daje nam kopa a klasyka uspokaja. Potem rock już nie wystarcza i przerzucamy się na electro, które też przestaje działać i w ten sposób dochodzimy do dubstepu.
Można więc powiedzieć, że z muzyką jest jak z narkotykiem. Zaczyna się od słabych a dochodzi do ciężkich.
Spróbujcie przez cały dzień niczego nie słuchać. Wyłączyć radio, youtuba i mp3. Ostatnio spróbowałem… Myślałem, że oszaleję. Wieczorem nie wytrzymałem i założyłem słuchawki. To też niszczy moją zdolność skupiania się. Teraz nie potrafię się uczyć bez dodatkowych bodźców i muzyki.
Ciekawe czy są muzyczne terapie odwykowe… hmm..



A na koniec moi dilerzy którzy sprawili, że uzależniłem się od electro i house’a:
Crookers, Bloody Beetroots
 I ich najlepszy towar.
-ACDC- Thunderstruck (Crookers Remix)
-Bloody Beetroots WARP
-Crookers- Knobbers

Mam też starą kolekcję winyli, na której jest klasyka polska i zagraniczna Dżem, Oddział Zamknięty, Edyta Geppert, Marek Grechuta, Jimmy Hendrix, Shaft, Mobb Deep i wiele innych… Takich rzeczy też czasem słucham.
A wy możecie żyć bez muzy?

                                        
                                          


Jeśli możecie, zagłosujcie na mój blog
w treści A00533
na nr 7122
1, 23 gr

czwartek, 19 stycznia 2012

Berenika.

To dowód na to, że wasze komentarze, są czasem ważniejsze od moich wpisów. Jakieś dwa dni temu Berenika napisała:


"Jestem Berenika. Tzn, nie, nie jestem Berenika, ale tak się nazywam, bo to imię dosłownie znaczy 'przynosić zwycięstwo'. A ja bardzo chciałabym wygrać. Parę tygodni temu, dowiedziałam się, że mam raka. Moje życie zmieniło się o o 360 stopni, ale to nie ważne. Mniej więcej w tym samym czasie natrafiłam na Twojego bloga. Wiesz... on bardzo dużo mi pomógł! Czytam go i myślę sobie: gdzieś tam, trochę daleko, jest mój rówieśnik który żyje dobrze, ale co najważniejsze jest zadowolony ze swojego życia i docenia je. Uwielbiam czytać Twojego bloga. Czasem wyobrażam sobie, jakbym była na Twoim miejscu, taka szczęśliwa, a czasem wyobrażam sobie... może to śmieszne... ale wyobrażam sobie, że jestem Twoją przyjaciółką :) Taką wiesz, w realnym życiu. Ale tak chyba czuję się czytając Twojego bloga - w końcu zwierzasz się mi (dobrze, nie tylko mi;)) ze swojego życia! To takie przyjemne. To tak bardzo pomaga, kiedy leżysz w szpitalnym łóżku. Doprawdy, Maćku, nawet sobie nie wyobrażasz tego! I wiesz Maciek, ja tu jestem. Czytam Twojego bloga i wysyłam Ci resztkę moich pozytywnych myśli :) I myślę, że ze wszystkim będzie dobrze.
Chciałabym kiedyś, gdzieś tam może na końcu, na marginesie, zobaczyć swoje imię. Wiesz takie tam... "wszystko będzie dobrze, Bereniko" albo też "trzymaj się zdrowo, Bereniko!". Na pewno bym się uśmiechała. Moja lekarka czasem mówi, że uśmiech najbardziej pomaga i leczy. I wiesz... czasem mam wrażenie, że leczysz mnie swoim blogiem :)
Chciałabym Cię spotkać, ale to takie niemożliwe. Ale myślę sobie, że kiedy już będę aniołem, to na pewno Ciebie odwiedzę :)
Dużo miłości! Berenika"
Wszystko będzie dobrze Bereniko!
A to, dla Ciebie....




Tym razem w komentarzach piszcie coś do Bereniki, nie do mnie ;)



środa, 18 stycznia 2012

Rodzice i ... Fanpage;)

Prawie dokładnie rok temu założyłem swojego Fanpage'a. No, może trochę mniej niż rok, w lutym 2011. I tak naprawdę, nie był to mój pomysł....
Pewnego dnia moja mama zobaczyła, że siedzę na facebooku i zaczęła pytać - co to takiego (nie wiedziała!!) Dwa dni później cała zachwycona miała już swoje konto, a po tygodniu pojawiła się w moim pokoju i oznajmiła: jutro założysz swoją oficjalną stronę!
Puknąłem sie w głowę. Po cholerę? I wypchnąłem ją z pokoju (chyba nawet dosłownie, ale cóż, takie prawo nastolatka). Pewnie wiecie o czym mówię, hormony, trzaskanie drzwiami, zmiany nastrojów od wielkiej miłości do nienawiści itd... Normalka. I nawet jak sobie postanowię, że od dziś będę dobrym synem, to za chwilę i tak  słyszę swój głos drący się po domu.
Mama oczywiście jako osoba dorosła i znająca się na psychice nastolatków :D - obraziła się na mnie.
I chodziła tak, obrażona, aż w końcu po tygodniu nie wytrzymałem i powiedziałem - dobra zrobię ten głupi Fanpage, tylko po co? A ona: dla mnie, bo mnie kochasz. Jeeeezu. Czasem myślę sobie, kto jest mądrzejszy, my, czy nasi rodzice????
No i tak powstał Fanpage.
Kiedy go pierwszy raz wyświetliłem, pokazało się: Maciej Musiał, aktor/reżyser ( bo tylko taka była opcja), liczba osób którzy to lubią "0". No tak, zaraz zobaczą to moi znajomi ze szkoły, ale obciach...
Zadzwoniłem do pierwszego kumpla : Filip... e ... jest taka sprawa... mógłbyś kliknąć, że mnie lubisz... Cisza i śmiech, dobra stary, nie ma sprawy. Do drugiego: Paweł, zrobisz coś dla mnie? Potem Karol i chyba tyle... Więcej nie ryzykowałem. Dobrze, że były jeszcze kuzynki w Szwecji i Francji.
Kiedy już miałem 20 osób - byłem szczęśliwy. Ok, nie ma obciachu. Mam Fanpage'a, 20 osób mnie lubi, spoko.
A po tygodniu poszło... Zaczęli pisać do mnie ludzie i ...nawet mi się spodobało;)
Kiedy było już 60 osób, założyłem sobie specjalne GG i pisaliśmy, potem dziewczyny wymyśliły czat, wybrały moderatora i ...było śmiesznie. Inne dziewczyny zakładały różne blogi o mnie (pozdrawiam Anię i Joasię z ich pierwszym blogiem)
Na początku kwietnia osiągnęliśmy szokującą dla mnie sumę 1000 fanów!! I nagrałem filmik ;) Pewnie niektórzy pamiętają:




No więc poznaliście mnie lepiej dzięki mojej mamie;)
W ogóle temat rodziców to trudna sprawa... Czasem ich kochamy, czasem nienawidzimy... Na pewno rzadko są autorytetem.
Oczywiście marzymy o tym, żeby wyprowadzić się z domu!! Ale... jak wyjeżdżamy gdzieś na dłużej... tęsknimy ( przynajmniej ja tęsknię ). Udajemy, że są nam obojętni, ale jak zaczynaja się kłócić, to zrobilibyśmy wszystko, żeby przestali... żeby mieć fajną, kochającą się rodzinę...
Często robimy różne złe rzeczy, żeby zwrócili na nas uwagę...
Ale w sumie czasem mają rację. Tylko nie mamy odwagi, żeby im o tym powiedzieć...
No to może "dzień dobroci dla rodziców" ????
Spróbujmy.
Ostatnio przyniosłem mamie kwiatka i mimo, że nie cofnęła mi kary to zrobiło się miło.
Na tatę mam inny sposób. Znoszę rękawice bokserskie i proszę, żeby się ze mną ponawalał. Czasem da się skusić, wtedy jest tak, jak wtedy, gdy miałem dziesięć lat ;))


to siemka
i napiszcie jak jest u was, bo przecież każdy ma swoją historię...


dziś ostatni dzień głosowania, więc kliknijcie
SMS A00533
na 7122
1, 23 gr

wtorek, 17 stycznia 2012

Zdjęcia -sesja.

W "Magazynie 13" ukazała się właśnie moja sesja zdjęciowa z Luizą ( dziewczyną, która wygrała konkurs który był ogłoszony przez Magazyn i na moim Fanpage-u)

A tu parę innych, śmieszniejszych zdjęć z sesji, które nie weszły do "Trzynastki" :)














Szedłem na sesję i myślałem - co z tego wyjdzie. Nie znałem dziewczyny... no wiecie.
Złapiemy luzik? Czy nie?
Na początku było drętwo, ale później nieźle się bawiliśmy.... Całkiem spoko.
Szkoda tylko, ze Luiza wstydziła się przy mnie przebierać :( 
 I wszystkie buty były dla niej za duże...
Może tu na blogu zrobimy kiedyś konkurs na jakąś sesję?
Co wy na to?

Na razie tyle, bo dopiero wróciłem z planu serialu i nie stać mnie dziś już na nic więcej...
Może wy  napiszecie coś mądrego???

I dobijamy SMS-y! Ciekawe czy dotrzemy do tysiąca?? I czy nasz blog wygra?

A00533
na numer 7122
1 zł 23 gr


poniedziałek, 16 stycznia 2012

Komentarze.

Jakieś 4 dni temu, po napisaniu posta o miłości, jak zwykle czytałem wasze komentarze i muszę przyznać, że byłem oszołomiony.
Po pierwsze dawką emocji, które biły z tych wpisów, a po drugie taką ilością różnych życiowych historii. Pięknych, smutnych, wesołych nostalgicznych.
Jeden post o zakochaniu, drugi o złamanym sercu, trzeci o braku miłości, czwarty o związku na odległość. A do tego mnóstwo własnych przemyśleń i polemiki z moimi tezami. Oczywiście nie zabrakło jak zwykle  50 komentarzy pt. ,,Maciek jesteś słodziakiem lofciam Cię”,
 ale większość wpisów była ambitna i naprawdę arcyciekawa. Niektóre były bardzo wzruszające np. historia Pauli, która pisze: "I mówił, że bardzo mnie kocha, że to miłość już na zawsze, że tylko ja jestem dla niego ważna. Na początku chyba tak było, chociaż dopiero po rozstaniu dowiedziałam się o świństwach jakie robił za moimi plecami, ile razy mnie okłamał... i zdradził. A mimo to chciałam z nim być. Rozumiesz? Chciałam być z człowiekiem który mnie nie kocha, nie szanuje, okłamuje i zdradza. To jest chyba najgorsza strona miłości - miłość jednostronna i heroiczna" , albo M: " przez wakacje pojechałam do chłopaka 500 km, bo jemu się nie chciało, jak już miałam od niego wyjeżdżać powiedział ...niepotrzebnie się fatygowałaś, bo i tak już cię nie kocham..."
Pomyślałem sobie, że z waszych komentarzy też mogłaby powstać książka... Nie jakaś fantasy, ale książka o prawdziwym życiu. Takie najbardziej lubię. O prawdziwych problemach nastolatków. O uczuciach. O tym jak myślą dziewczyny a jak chłopcy. Może byśmy się bardziej rozumieli, może zaczęlibyśmy ze sobą gadać...
Mrs. Rock pisze: "Moim zdaniem miłość to coś więcej niż przysłowiowe motylki w brzuchu. To dziesiątki cichych dni, to tysiące kłótni, miliony wyrzeczeń, miliardy błędów które popełniamy. I gdy po tym wszystkim nadal kochamy tą drugą osobę, to właśnie jest miłość. " Bardzo mądre. I rzadko się o tym mówi. Reklamy promują egoizm: zrób coś dla siebie, jesteś tego warta!... partnerki możesz zmieniać, ale bank musisz mieć jeden!
   Już dawno, czytając komentarze stwierdziłem, że tak naprawdę na tym blogu istnieje mnóstwo innych, mniejszych ,,bloczków”, które są tworzone przez was. Chciałem wam za to podziękować. Teraz kiedy mam kiepski humor oprócz grania na pianinie będę jeszcze czytał wasze wpisy i zatapiał się w naszym świecie, świecie emocji i wrażliwości i prawdziwych historii.
W komentarzach do notki o dzieciństwie Rozmarzona mówi o tym,że była adoptowana ( nawet dwa razy), miała dwie rodziny, i w każdej z nich umiała znaleźć szczęście.... Wow, to jest coś... A ja często jestem wkurzony bo mi sie nudzi, albo dlatego, że nie mogę wyjść na imprezę.
Dziękuję wam jeszcze raz i piszcie...
Myślę, że dzieje się tu coś niesamowitego ... Sam jestem zaskoczony...
ja będę pisał o sobie, wy piszcie o sobie... I podsuwajcie tematy, bo to też mnie inspiruje.
Niech to będzie nasze wspólne miejsce.
Właśnie dlatego też chciałbym, żeby mój blog wygrał. Nie ze względu na nagrodę, ale żeby ktoś zauważył nas nastolatków. I że nie jesteśmy źli. Że warto z nami rozmawiać i dostrzegać że chcemy dobrze, tylko czasem się nie udaje...
Ten blog nie jest już tylko mój, ale też wasz. 
 Głosujcie na nastolatków ;)

SMS A00533
na nr 7122
koszt 1.23 gr

trzymajcie się
acha, i prosicie żebym napisał/ o muzyce, nałogach, Żebym wstawiał jakieś filmiki, więcej zdjęć.... Pamiętam;))
 

niedziela, 15 stycznia 2012

Początki aktorstwa.

No cóż, miałem coś opowiedzieć o początkach mojej "kariery" aktorskiej...
Zaczęło się całkiem banalnie. Tata często chodził na castingi i pewnego razu okazało się że potrzebny też jest mały chłopiec, więc zabrał mnie ze sobą. Nie wiedziałem co to znaczy casting i wcale się nie bałem. Bardzo lubiłem poznawać nowych ludzi, szczególnie dorosłych,  wtrącać się do ich rozmów, popisywać się, itd... Więc na castingu zrobiłem to samo. Powygłupiałem się przed kamerą i wykonałem wszystkie zadania które mi dali. Pamiętam, że była to dla mnie świetna zabawa. Czy wtedy wygrałem, nie pamiętam...
Nie pamiętam też który z kolei casting wygrałem, drugi, trzeci czy czwarty...


Pamiętam po prostu, że pewnego dnia poszedłem na sesję zdjęciową do reklamy jakiegoś leku. Miałem zagrać chorego chłopca, który nagle, po przyjęciu lekarstwa, cudownie zdrowieje ;) To zdjęcia z tej sesji:


                                                      chory



 cudownie ozdrowiony cudownym lekiem:)


Potem o ile pamiętam była reklama soków Cappi  w której zagrałem z tatą.
Miałem wtedy jakieś pięć lat.
Pamiętam kręciliśmy ją od wczesnego ranka, do jakiejś pierwszej w nocy, w prywatnym, wynajętym domu. W kuchni był plan zdjęciowy, a w pokoju na górze komputer. Byłem zachwycony, bo podczas przerw, albo jak było ujęcie samych rodziców, leciałem do komputera na którym była włączona  jakaś gra dla dorosłych i nikt mi nie zabraniał.
O północy wszyscy byli zmęczeni i wkurzeni, a ja dobrze się bawiłem. Precyzyjnie grałem swoje kolejne ujęcia, żeby nie powtarzać i szybciej pójść do komputera;)
Ostatnie ujęcie koło pierwszej w nocy, to było moje nalewanie soku. Wykonałem to jednorazowo, precyzyjnie, bez dubli. I było po zdjęciach:)
Reklama leciała bardzo długo w TV, ale niestety nie mam jej nagranej, więc nie mogę tu wam pokazać. szkoda, też bym sobie chętnie przypomniał.

Potem.... nie pamiętam... było jeszcze po drodze kilka reklam. Między innymi słynny "Vibovit"




i reklama Plusa, którą kręcilśmy nad morzem na wiosnę. Było cholernie zimno, cała ekipa chodziła w kurtkach puchowych a ja w kąpielówkach;) Najgorzej mieli statyści. Dziewczyny musiały leżeć na piasu w strojach kąpielowych i udawać że jest upał....
Zdjęcie z reklamy wisiało na bilbordach:






Było jeszcze dużo innych reklam, ale tak naprawdę ich nie pamiętam.
Wiem, że zawsze chodziłem na castingi, na których były długie kolejki i baaardzo dużo dzieciaków. Uwielbiałem to. Taka rywalizacja. Wygram, czy nie wygram. Pamiętam chodziłem wzdłuż kolejki, przyglądałem się innym dzieciakom i wypatrywałem najgroźniejszych rywali. Potem zagadywałem do nich i sprawdzałem jaki jest naprawdę, i czy mam z nim szansę;) To było jak zawody sportowe. I jednocześnie świetna zabawa.

Potem zacząlem wygrywać castingi do filmów : "Futro", "Hotel pod żyrafą i nosorożcem" i kolejne, które już znacie.



Może właśnie dlatego, że na planach filmowych byłem prawie od początku mojego życia - jest to dla mnie normalka, zwykła sprawa. Tam się wychowałem. Poznawałem reżyserów, znanych aktorów, zamiast do szkoły, chodziłem na plany filmowe. I niestety większość ferii i wakacji też tam spędziłem. Wiem że niektórzy zazdroszczą mi tego co robię, ale dla mnie to po prostu praca. Często ciężka praca. Pamiętam jak kręciliśmy " Hotel pod żyrafą". Przez całe wakacje, codziennie wstawałem o szóstej rano i jechałem na plan. Wracałem  wieczorem. W połowie sierpnia ryczałem i prosiłem rodziców żeby mnie stamtąd wypisali, bo już nie chcę... Chciałem się wyspać i mieć normalne wakacje.
Ale zawsze, gdy przychodziły kolejne propozycje i rodzice pytali mnie : -chcesz zagrać w tym filmie, czy chcesz jechać na wakacje? odpowiadałem - chcę zagrać w filmie! To trochę jak narkotyk. Męczące, ale chyba nie umiem już bez tego żyć.
Wszyscy na plan, kamera start i.... i wiem, że żyję.
Jeśli ktoś uprawia jakiś sport, albo ma jakąś pasję, to pewnie wie o czym mówię.
Ale najlepsze są spotkania z ludźmi. Nie ważne czy to oświetleniowiec, czy sławny aktor. Uwielbiam w przerwach między ujęciami siadać i gadać z ludźmi. Na przykład na planie "Hotelu pod żyrafą" zaprzyjaźniłem się z Franciszkiem Pieczką. Słuchałem jego barwnych opowieści i traktowałem jak dziadka.Na pamiątkę dostałem taki wpis ( nie bardzo widać, więc napiszę):
" Będziesz na pewno, bo już zaczynasz nim być, rzetelnym aktorem. Dziękuję Ci mój kolego za miłą współpracę przy serialu "Hotel pod..."
Dziadek Alba alias Gustlik.
Byłeś najsympatyczniejszą osobą na planie filmu.
Franciszek Pieczka"



No, i dla takich wpisów i dla takich chwil lubię robić to, co robię...
pozdrawiam
i Wam też życzę dużo pasji ;)

jeśli możecie głosujcie
A00533

na numer 7122
 koszt 1.23 zł
cały dochód z głosowania przeznaczony jest na dzieci niepełnosprawne;)
 

                                              

sobota, 14 stycznia 2012

Wspomnienia z dzieciństwa.

Dziś obiecane dzieciństwo.
No to może od początku. Urodziłem się w Warszawie na górnym Mokotowie.  Mieszkałem w bloku, na jednym z typowych starych osiedli. Dużo z tamtego okresu nie pamiętam. Mam w głowie tylko pojedyncze scenki i skojarzenia.
Wydaje mi się, że pierwszym wspomnieniem jest letni poranek. Słonko wpada do pokoju.  Jest ciepło. A ja siedzę, na kolanach mojej mamy. Do pokoju wchodzi tata i daje mamie butelkę z ciepłym mlekiem. To wszystko. A jednak jak o tym pomyślę to zawsze robi mi się ciepło i jak mały chłopczyk mam chęć przytulić się do rodziców…
 Miałem swój mały pokoik, w którym stało biurko (pod nim chowałem nieprzyzwoite reklamy zza wycieraczek :), łóżko z kolorową kołdrą, którą się przykrywałem, gdy mama mówiła, że jak będę niegrzeczny to przyjdzie baba jaga i mnie zabierze, oraz szafę na ubrania, w której nie trzymałem ubrań tylko zabawki.  
Życie towarzyskie na ulicy Wiśniowej właściwie nie istniało. No może poza jedną koleżanką, Weroniką, córką sąsiadów z dołu. Czasem schodziłem piętro niżej żeby się z nią pobawić. Oglądaliśmy razem Uliczkę Sezamkową.
Rodzice bali się wypuszczać mnie na podwórko, bo jak tu na Mokotowie wypuścić na dwór sześcioletnie dziecko? W sumie to  się im nie dziwię.
Pewnego razu tata kupił sobie samochód. Ładny, czarny Opelek. Dumny postawił go pod oknem i poszedł spać :))) Nierozsądnie… Następnego dnia zaraz po przebudzeniu, tknięty dziwnym przeczuciem, ubrał kapcie i zbiegł na dół.
Samochód trochę się zmienił, można powiedzieć stał się oryginalny. W sumie w tamtych rejonach to wcale nie było oryginalne… No więc brakowało mu paru elementów, szyb w oknach i radia.  
Innym razem dostałem cudny czterokołowy rowerek na urodziny! Bardzo się cieszyłem. Rodzice wstawili go do piwnicy, a parę dni później została po nim tylko zapinka.  
Dzieciństwo kojarzy mi się również z długimi spacerami z moim tatą i z codziennym porannym oglądaniem Power Rangersów z mamą :)))) Spacery z tatą były właściwie bezstresowe, ale mama miała obsesję na punkcie psich kup. Kiedy tylko wchodziłem na trawę, krzyczała : „uważaj kupa!” i kazała mi oglądać buty i wycierać o krawężniki. Teraz ją rozumiem, bo Mokotów to psie zagłębie. A obsesja została mi do dziś i zawsze przeskakuję trawę.
A! No i oczywiście mój balkon, na którym siedziałem z mamą pijąc truskawkowe mleko w kartonikach. W mojej pamięci odcisnęło się też kilka pojedynczych wydarzeń, jak np. robienie szlaczków w zeszycie, nauka Aniele Boży, bezsilność gdy nie mogłem zapalić samemu światła w łazience bo nie dosięgałem do włącznika i kilka innych.   Pamiętam moje pierwsze słowo po angielsku- ready - takie imię dałem jednej z moich zabawek.
A, i niesamowitą adrenalinę, kiedy z mamą przechodziłem swoją pierwszą grę na komputerze –Tarzana. Swietnie nam szło, a nasz Tarzanek rzadko kiedy tracił życie spadając w przepaść, do momentu gdy natrafiliśmy na stado słoni… Siedzieliśmy nad tym z mamą kilka dni i nic. I nagle przyszedł tata, który nigdy  nie grał w gry komputerowe i szczerze mówiąc na kompie jest średni … Wcisnął klawisze, rozpędził się i biegnąc na łeb, na szyję…. Przeskoczył słonie!!!  Byliśmy w szoku.
 Każdy ma jakieś wspomnienia z dzieciństwa. Lepsze i gorsze. Ważne, żeby mieć do czego wracać w ciężkich chwilach;)

Miałem napisać o początkach mojego aktorstwa, ale o tym jutro, bo się rozpisałęm i pewnie i tak nie chce wam się tego czytać.
To jutro dalsza część i zdjęcia z pierwszych sesji zdjęciowych jak miałem kilka lat ;)

                      Jeśli lubicie mój blog – głosujcie na niego 
                                     SMS o trści A00533
na numer 7122
całkowity koszt to 1.23 zł
dzięki

cały dochód z głosowania przeznaczony jest na dzieci niepełnosprawne;)