Kamera ruszyla jak miałem jakieś sześć lat... A potem już się kręciła. Gdyby nie kamera, pewnie nigdy byście mnie nie poznali. Chodziłbym codziennie do szkoły, pisał regularnie sprawdziany, potem angielski, lekcja pianina, trening na boisku u księdza ( najlepsze boisko w okolicy;), kumple, podwórko, kompik i marzenia... O czym? Pewnie o wakacjach, fajnej dziewczynie i ... sławie. Jak każdy. Dziś sporadycznie bywam w szkole i ... znacie mnie. Postaci które gram, są do mnie trochę podobne, ale nie identyczne. Dlatego jeśli chcecie wiedzieć co u mnie, czym sie różnię od Tomka Boskiego, Michała z Ojca Mateusza i wielu innych ról, które zagrałem - wpadajcie. Postaram się pisać o moim prawdziwym życiu. I postaram się żeby było ciekawie.

I komentujcie, to będzie znak, że chcecie czytać;)

sobota, 31 grudnia 2011

Zielony horror.

Idę sobie ulicą...
a tu nagle zaatakował mnie glucik- katar!
Okropny, lepki, zielony. Zaraz się uduszę – myślę! ,,Zginął uduszony glutkiem”- trochę głupio… Chce się wysmarkać, ale nie mam chusteczek. No to biegnę do najbliższego kiosku. Zamknięty… Do następnego zamknięty… Aaaaa!!! Zaraz padnę!
Zrozpaczony wbiegam na stację metra i podbijam do młodej, wyglądającej na posiadaczkę chusteczek dziewczyny.
- Sory masz może chusteczkę bo mnie złapał glucik... –Jasne masz- odpowiada wyciągając paczkę i częstując mnie… Ale ja zamiast wziąć jedną wyrywam jej całą pakę i zaczynam uciekać! Co ja robię?! Czyżby glucik zaczynał przejmować nade mną kontrolę?
Biegnę w stronę schodów, wymijając ludzi. Czuję się coraz gorzej. Oglądam się za siebie, a dziewczyna biegnie za mną.
–Oddawaj to glucie- krzyczy! Ja glut?! Czy ja zaczynam zmieniać się w ludka glutka?!
Szanse, żeby mnie dogonić kobitka ma marne- 7 sekund na 60m. rekord szkoły. Speeduje i wybiegam na ulicę gdzie zastanawiam się co robić. Nagle glutek atakuje mnie z podwójną siłą blokując mi 2 dziurki na raz!!! Zmęczony, po biegu, z zapchanymi nosorurkami nie mogę złapać oddechu. Upadam na ziemię. Zaczynam się dusić. –Kurdę- myślę- zaraz zejdę…
Resztką sił wyciągam chusteczkę, przystawiam ją do nosa… ostatnim tchem dmucham w NIĄ i…budzę się w łóżku smarkając w poduszkę. Taaa. Dobrze, że chciało mi się smarkać a nie co innego...
Morał z tego, krótki i wszystkim dobrze znany
Nie biegaj po dworze gdy zimno, rozchełstany;))

Sorry za drastyczne sceny.
A... i trzeźwego Sylwestra
lecę na imprezkę. Pa


piątek, 30 grudnia 2011

Przypadkowe spotkanie;)

Ha! Co za spotkanie!
 No, ale od początku… Wczoraj po południu wybrałem się na łyżwy. Wcześniej napisałem w jednym z komentarzy na fb gdzie będę. Szczęśliwy, ze słuchawkami na głowie, ruszyłem do centrum. Miałem nadzieję, że na lodzie spotkam kogoś ze znajomych. Nie myliłem się, było kilku moich kolegów, którzy tak jak ja uwielbiają łyżwy i codziennie tam przychodzą.
Ale ...był ktoś jeszcze…
No więc ubieram te łyżwy, wchodzę na lód a tam... Alexi, i dwie Kasie!!! ( dziewczyny z mojego fanpaga) Jak to?! –Hej, co wy tu robicie?- krzyknąłem mile zaskoczony. Byłyśmy akurat w Warszawie, jak napisałeś, że tu będziesz.
Hahaaha! Fajnie. Pośmigaliśmy trochę, przekazałem tajemną umiejętność jazdy tyłem( Alexi nawet załapała). Na końcu stwierdziłem, że skoro już się spotkaliśmy, to trzeba to jakoś rozegrać z klasą, więc zaproponowałem kawę. Poszliśmy do Coffeheaven, gdzie racząc się pyszną kawką rozmawialiśmy. Nagle Kasia zerwała się od stolika i przyniosła mnóstwo słomek. Myślałem, że chciała wziąć na zapas. Otworzyła jedną, zwinęła końcówki i dała mi do potrzymania... yyy ok? Po czym pstryknęła w nią, tak sprawnie, że słomka wybuchła a wszyscy ludzie zebrani w Coffe, spojrzeli się na nas z minami ,,Co za glupie dzieci". Zabawa tak się nam spodobała, że gdy wychodziliśmy na stoliku leżała wielka góra słomek.  I tak minęło popołudnie  ;))) Niesamowite było to, że widzieliśmy się pierwszy raz (oprócz szybkich autografów w Empiku) a dzięki wpisom na fanpage tyle o sobie wiedzieliśmy. 
Tu mialo być parę zdjęć zrobionych aparatem dziewczyn, ale nie zdążyły przysłać ;)
Może jutro.
Pozdrowienia dla dwóch Kasiek i Alexii. I fajnie że przyszłyście.


środa, 28 grudnia 2011

Z dziadkiem w Rodzince.

Wczoraj pokazalem dziadkowi miejsca, w których kręcimy Rodzinkę ;)



Stanęliśmy na schodach prowadzących donikąd...





Pobawiłem się trochę zabawkami z pokoju moich 'braci'...


Pokazałem w jakie książki wkładamy ściągi ze scenariuszem, kiedy zapomnimy nauczyć się tekstu....



Postraszyłem zatopionymi w plastik robalami...

wszedłem do łazienki ...


Zaprosiłem do mojej ulubionej lodówki...


I wypiliśmy za kolejne odcinki, które mam nadzieję powstaną...

jeszcze odpoczynek w sypialni na lóżku moich "rodziców"...



 pjona z powodu fajnego wnuka...



i zdjęcie przed domem (czyli przed fototapetą ze zdjęciem domu;)

 

Dziadek byl zadowolony.
A ja miałem poczucie dobrze spełnionego obowiązku ;)))


wtorek, 27 grudnia 2011

Pierwsza miłość;)

Dziś byłem na spotkaniu w sprawie WOŚP.
Może będę prowadził część youtubowo, skajpową w trakcie finałów : ) Po spotkaniu pojechałem z mamą i z dziadkiem na zakupy.
Dziadek koniecznie chciał mi coś kupić, więc wybrałem sobie kolekcję filmów Luca Bessona. Uwielbiam go!
 Leon Zawodowiec <- mój ulubiony film. Oglądając go, pierwszy raz w życiu się zakochałem. Miałem z 7 lat kiedy leciał w telewizji. Gdy zobaczyłem na ekranie Natalie Portman, oszalałem… Nie mogłem spać, jeść, ani chodzić, nie myśląc o niej. Była taka dziecinna, a jednocześnie kobieca... I potrafiła strzelić do człowieka!
Od tamtej pory starałem się pić tylko mleko, bo przecież Leon pił i tak imponował Natalie. Tak było do momentu kiedy, któregoś razu włączyłem telewizor i leciały akurat gwiezdne wojny.
Była tam też księżniczka Padme, wyglądała znajomo, ale trochę staro... ZA staro.
Gdy tata powiedział, że to Natalie, myślałem, że zejdę… JAK TO!? To ona jest taka stara?! Nie zostanie moją żoną? Nie będzie się ze mną bawiła w piaskownicy?!!?!
Minęło trochę czasu ale Natalie dalej uwielbiam. Podobno jej mąż jest dla niej niedobry więc nie wszystko stracone :)))))


poniedziałek, 26 grudnia 2011

Sesja

Sesja, sesja, jak tam sesja, napisz coś o sesji!
No dobra, dobra. A więc… Sesja do pewnego młodzieżowego magazynu (Joł).
To było jakiś miesiąc temu. Ogłosili konkurs na zdjęcia dziewczyny... Potem wybrali pięć, a ja spośród tych 5 dziewczyn wybrałem Luizę, bo jako jedyna uśmiechała się ... 
 Jakiś tydzień później spotkaliśmy się na sesji na ulicy Foksal. Mała uliczka odchodząca od Nowego Światu. Studio było na 2 piętrze nad restauracją. Małe, ale przyjemne. Można powiedzieć, że domowe. Tylko 2 lampy, płachty na ścianie, komputer, z którego leciała rozluźniająca muzyka i lustro w kącie.
Zaraz po wejściu przywitałem się, byłem trochę spóźniony, więc wszyscy już byli. Przedstawiając się, szedłem od fotografa do stylistki, od stylistki do charakteryzatorki i wreszcie do Luizy. Siedziała sobie w kącie na krzesełku, a pani ją malowała.
Była troszkę speszona, ale starała się tego nie pokazywać. Zanim wszedłem do studia, dowiedziałem się przez moją koleżankę (pozdrawiam Agatkę ;) kilku rzeczy o Luizie, żeby potem móc z nią o tym pogadać. Więc nie było słynnej ciszy. Porozmawialiśmy trochę, a potem zaczęliśmy mierzyć rzeczy do sesji. Oczywiście każdy w innym pomieszczeniu. Nie ma to tamto.
No i zaczęła się sesja. Na początku było trochę drętwo. Obejmowanie się i przytulanie po 10 minutach znajomości nie idzie jeszcze tak dobrze. Ale po kilku minutach nam przeszło i zaczęliśmy się dobrze bawić. Jak dobrze? Zobaczycie w lutowym numerze...
Pozdrawiam Luizę.


niedziela, 25 grudnia 2011

Rozmyślania o rzeczach ważnych...

Dziś (żeby nie było, że nie czytam waszych komentarzy):
 na życzenie Mrs.Rock, która stwierdziła, że na blogu jest wiele postów o moim życiu a mało o przemyśleniach np. dotyczących wiary, postanowiłem pomyśleć (co mi się rzadko zdarza) i jak to się pięknie mówi, przelać myśli na papier, a raczej na klawiaturę.
Więc wiara…Dla mnie coś niezbędnego w życiu. Nie wyobrażam sobie, jak mógłbym funkcjonować z myślą, że po śmierci nic nie ma. Czasami próbuję tak myśleć, ale nie mieści mi się to w głowie. Umieram a potem tryliardy lat mnie nie ma?! Eeee nie!
Aha czyli wierzę, bo tak jest łatwiej i przyjemniej! Nie.
Też czuję, że to wszystko ma jakiś sens. Nie potrafię tego wytłumaczyć, po prostu wiem, że coś, albo ktoś czuwa nad nami wszystkimi. Mi wydaje się, że to Bóg, komuś innemu, że to Allah. Wiara jest też fajna bo daje nam moralne granice. Ktoś kto wierzy nie będzie szedł przez życie, nie zważając na innych.
Osobiście nie jestem dobrym katolikiem, dużo grzeszę, mam wyrzuty sumienia i często się spowiadam. Sarmacka postawa. Ale skoro mam taką możliwość to trzeba korzystać.
Tylko któregoś dnia może się okazać, że  koniec a ja nie zdążę pójść do spowiedzi, i  co wtedy?  Lipton przez następne tryliard lat… Dlatego chyba wypadałoby się zmienić. Jeszcze nie wiem jak to zrobię, ale będę próbował.
Ej, dobre to przemyśliwanie : ) Do czegoś doszedłem. Pozdrawiam


sobota, 24 grudnia 2011

Wigilia.

36.7, to znaczy że jestem zdrów?
Oby, oby bo nieciekawie byłoby w ten piękny dzień śmigać na gripexach.
Aaaaa 5 godzin! Dokładnie tyle czasu zostało do prezentów! To znaczy do Wigilii… U mnie świąteczne zapachy budziły domowników już o 7 rano, dziadek dzielnie wstał i zaczął gotować, smażyć, piec… Mniam. Ale dziś do wieczora jest chyba post więc dopiero jutro dane mi będzie delektować się bigosem, ( tak naprawdę już troszkę spróbowałem  :))
Wczoraj ubierałem choinkę z mamą i kurcze zepsuły nam się lampki. Musiałem (bardzo śmieszne…) przez godzinę siedzieć i szukać tej jednej zepsutej. Oczywiście była prawie na końcu z tej drugiej strony niż ta, od której zaczynałem. 
Ciekawe co u Mikołaja, pewnie śmiga właśnie nad Azją bo tam już wieczór jest… Mam nadzieję, że czyta mojego funpaga i wie, że nie wolno kupować chińskich Tigerów za złotówkę… Napracuje się dziś chłop. Na świecie jest 2 miliardy dzieci.
 Święty Mikołaj ma 31-godzinny dzień pracy (różnice czasowe podczas podróżowania przez strefy czasowe ze wschodu na zachód). Czyli ma 17921 odwiedzin na sekundę… ŁAŁ Niemożliwe? Mikołaj jest święty więc ma super umiejętności, może zapierniczać z prędkością światła! Ale co z reniferami? One też są święte? Raczej nie… Przeciętny renifer nie porusza się szybciej niż 24km/godzinę. ALE istnieje ok. 300.000 rodzajów organizmów, które pozostały jeszcze do sklasyfikowania i chociaż chodzi tu o insekty i bakterie, to jednak nie wyklucza to istnienia latających reniferów, które dotychczas mógł widzieć jedynie Święty Mikołaj.
Także nie wierzcie w te bajki o nieistniejącym Mikołaju…
Warszawa w święta jest piękna a Krakowskie Przedmieście i Nowy Świat? Mmm…
Więc jutro może na spacerek. Właśnie tam.
Życzę Wam pięknej wigilii. Dużo miłosci i prezentów z których się ucieszycie.
I na pasterkę! Bo to w końcu Boże Narodzenie ;)


sobota, 17 grudnia 2011

Za tydzień wigilia!

Hoł, hoł, hoł!!! Dokładnie za TYDZIEŃ wigilia!!

Już nie mogę się doczekać. Śniegu nie ma i być może nie będzie, ale mi to nie przeszkadza. Kupiłem sobie sztuczny! Żartuję. No szkoda, że nie pruszy, ale przynajmniej nie musimy się rano przedzierać przez zaspy. A na święta na pewno spadnie. Tak jest. Pozytywne myślenie. Zawsze i wszędzie! Może oprócz wyników sportowych naszych piłkarzy, tam lepiej być pesymistą i miło się zaskoczyć.
Zdenerwowała mnie jedna gazeta, która po losowaniu grup na Euro na pierwszej stronie dała wielki tytuł GRUPA MARZEŃ WYGRAMY!!!.... Fajnie, fajnie, tylko że przez takie nastawienie,  nasi piłkarze bardziej się zestresują, poczują większą odpowiedzialność i przez to gorzej zagrają.
Ale Smuda czyni cuda więc, może coś z tego będzie.
Dobrze, że orzełek wrócił na koszulki…. Nasi przodkowie walczyli i ginęli za ten symbol, a teraz jakaś banda pajaców, postanowiła usunąć to godło bo ,,niektóre  kraje usunęły, to my też usuniemy”, ,,Wojtuś ma koparkę, to ja też chcem!!!!!!!!”. Prymitywne myślenie. Szkoda tylko, że tych ludzi NIE DA się odwołać. Nie da i koniec. PZPN to państwo w państwie. Dlatego nie dziwię się kibicom.
Też jestem kibicem, ale piłkarskim średnio. Raczej hokejowym. Często chodzę na mecze hokejowej Legii.
Grają w niej moi dwaj koledzy. Jeden z nich ma 16 lat!!!! I gra z 30 latkami…. 1 liga. Na razie są na drugim miejscu, ale jeśli skończą sezon na pierwszym to awansują to ekstraligi. 
Po takim meczu, ciężko jest oglądać piłkę nożną. W hokeju cały czas coś się dzieję, a akcja przenosi się spod jednej bramki pod drugą w 2 sekundy.
Ostatnio byłem na takim meczu ze znajomymi. W przerwie (są dwie, po 1 tercji i po 2) był konkurs i rzucali w publiczność krążkiem, kto złapał ten wchodził na lód, dostawał kija i musiał z połowy lodowiska trafić krążkiem do bramki. Mój kumpel w przerwie podjechał do prowadzącego te konkursy i wskazał na mnie, zanim załapałem o co chodzi - krążek już leciał w moją stronę.
W tym miejscu przerwę tę fascynującą i mrożącą krew w żyłach opowieść, ponieważ mam filmik z tego wydarzenia. Miałem go wrzucić dzisiaj jako ten obiecany filmik z łyżew, ale niestety mój kolega, który to nagrywał, wyjechał i wróci dopiero wieczorem. Także filmik będzie albo dziś później, albo jutro.

TO BE CONITNUED

PS
Pozdrawiam dziewczyny, które spotkałem dziś na łyżwach!!!

wtorek, 6 grudnia 2011

...

No i znowu obiecałem i nie zdążyłem...
Mialem dodać filmik. Sorki
Może jutro;) Albo nie, już dzisiaj, bo jest po północy...
Dobranoc

niedziela, 4 grudnia 2011

Pokaz mody

Ostatnio zadzwonił do mnie mój menedżer i powiedział, że jest pokaz mody Roberta Kupisza, i że powinienem na nim być.
Nie robi tego często, bo wie, że nie lubię tego typu wydarzeń. Więc skoro już dzwoni to znaczy, że to ważna rzecz i trzeba iść. Trzeba też się odpowiednio ubrać. I tu zaczynają się schody. Na pokazie mody podobno należy wyglądać modnie i nie wolno zakładać tych samych rzeczy jeszcze raz. Ciekawe… Musiałbym mieć chyba 50 marynarek, żeby na każde wydarzenie zakładać inną. Dlatego mam to gdzieś i często ubieram te same. Skoro już wspomniałem o marynarkach to dodam jeszcze, że je uwielbiam i mam ich pięć. Ulubiona- czerwona.
Wracając do pokazu. W końcu ubrałem czarną koszulę z dekoltem. Ale w drodze stwierdziłem, że dekolt jest za duży i zostałem w kurtce. Przed pokazem spotkałem się z moim menadżerem i innymi jego ,,podopiecznymi” w kawiarni. Omówiliśmy plan i ruszyliśmy w drogę. Pewnie zastanawiacie się po co był nam plan. A no po to, żeby się nie zgubić. Na takich wydarzeniach jest zawsze mnóstwo osób i jak raz się rozdzielisz to już się ni znajdziesz. No więc przyjechaliśmy na ten pokaz (gdzieś na Pradze). Po pół godziny szukania miejsca parkujemy i śmigamy na miejsce. Było to zorganizowane w jakiejś starej fabryce. Gigantyczna przestrzeń i bardzo dużo ludzi.
Zaraz przy wejściu stała tzw. ,,ścianka”, na której wypisane są firmy sponsorujące wydarzenie. Ustawia się na niej a fotoreporterzy robią zdjęcia. Co do fotoreporterów, to są spoko, ale ostro między sobą  rywalizują. Często się przepychają, i zasłaniają sobie. Nie ma też litości dla fotoreporterek. Jak  widzę takich panów, to w ogóle nie patrzę im się w obiektyw, wtedy ich zdjęcia się nie sprzedadzą. Moim ulubionym fotografem jest Tomek, z którym nawet się zakolegowałem. Nie przepycha innych, a przede  wszystkim jest sympatyczny i można z nim pogadać, no i oczywiście robi spoko zdjęcia.
Tu daję adres do jego bloga, na który wrzuca zdjęcia z wielu imprez. Możecie tu oglądać zdjęcia z pierwszej ręki: 
 http://www.raczekfoto.blogspot.com/
Wracając do pokazu, zaraz po wejściu wszedłem na ściankę, ale postałem tam przez 5 sekund gdy nagle fotoreporterzy zniknęli. Okazało się, że w drzwiach pojawiła się Agata Kulesza i wszyscy pobiegli do niej. Inna liga : )
Pani Agata gra moją mamę w tym serialu o mafii dla canal +.
Mam tam całkiem fajną rolę, prawie wszystkie sceny - ze swoją serialową dziewczyną.
Są nawet wspólne sceny w basenie! Nie mogę nic więcej powiedzieć, ale będzie gorąco ; ).

Yyyy… POKAZ! Tak, cały czas gubię wątek. Te tróje z polskiego to jednak zasłużone.
Po zejściu ze ścianki szybko pobiegłem do barku po jakiegoś energetyka bo była 22, pokaz się jeszcze nie zaczął, a ja następnego dnia miałem sprawdzian, na który nic nie umiałem. Wypiłem na szybciorka i naładowany niezdrową energią popędziłem na swoje miejsce, bo pokaz właśnie się rozpoczynał. Reszty wam nie będę opisywał tylko wrzucę filmik, który nakręciłem, ale to jutro :))
Branoc

A, i jeszcze link - opis pokazu i zdjęcia:

http://www.topstars.pl/gwiazdy-na-pokazie-roberta-kupisza/

A to ja na ściance, tym razem bez marynarki;)



wtorek, 29 listopada 2011

O Gdyni, planach zdjęciowych i rowerze.

Siema! Sory, że tak długo nic nie pisałem, ale ostatnio zacząłem zdjęcia do tego nowego serialu canal +.
Najpierw byłem w Gdyni, a potem miałem zdjęcia w Warszawie. Ogólnie to dużo pracy i sporo czekania na planie. Ja jestem przyzwyczajony, do ciągłego grania  a tam musiałem czekać przez większą część czasu. Tak jest w większości produkcji. Czeka się i czeka... Aż ekipa  przygotuje kamery, światło, dźwięk, aktorzy pójdą na camp, który jest kilometr dalej, przebiorą się do następnej sceny, umalują. Właściwie więcej czekamy niż gramy.
A w Rodzince, kręcimy na hali, więc wszystkie lampy już stoją, kamery mają ustalone pozycje a garderoba i make-up jest za ścianą. W dodatku pracujemy już razem od ponad roku i można powiedzieć, że jesteśmy taką małą fabryką. Ma to swoje zalety np. szybciej kończymy.
Ale ja jednak wolę plenery (zdjęcia na zewnątrz). Jakoś ta hala, ta obita z czterech stron pustakami wielka przestrzeń, sprawia, że zawsze brakuje mi energii i jestem śpiący (nawet jak się wyśpię).
Dlatego często wsiadam na rower kogoś z ekipy i śmigam pojeździć po terenie tvp. Trzeba przyznać, że jest gdzie jeździć. Telewizja Polska to takie małe miasteczko.  Są biura, hale, jest chyba 6 bufetów, 3 restauracje, i 14 automatów do słodyczy ( ta czternastka to zmyślona, nie liczyłem, ale jest ich sporo).
Tak, i jeżdżę sobie po tym terenie, raz mnie nawet mało co samochód nie potrącił, bo tam ogólnie mało osób jeździ na rowerach, bardzo mało, nooo… chyba tylko ja. To jak już mówię o budynku tvp, to jeszcze wspomnę o ludziach, którzy tam pracują.
Ogólnie wszystko fajnie, ale ostatnio mieliśmy w Poziomie 2.0 kłopot bo jakaś pani z działu administracji stwierdziła, że obecność Cuba (miejsca, w którym odbywają się wywiady) negatywnie wpływa na komfort cieplny budynku i dlatego należy go stamtąd usunąć… :\ oook?  
Ale nasza dzielna ekipa nie dała za wygraną i stoczyła wygraną bitwe pod Gmailozzą, na którą wysłała prześmieszne i równie inteligentne co zarzuty odpowiedzi.
 Tak więc jeżdżę sobie jak kretyn po tych uliczkach, któregoś razu spotkałem samego Piotra Kraśkę. Nauczony doświadczeniem, że warto jest zagadać, żeby potem nie żałować - zagadałem. Chwilę porozmawialiśmy o dziennikarstwie. Pytałem  go o jakąś jedną radę. Mówił, że najważniejsze jest skupienie i w moim przypadku słuchanie rozmówcy.
To rzeczywiście jest najtrudniejsze- w stresie trzeźwo myśleć.
Jak już trochę pojeżdżę to wracam na plan i już mi lepiej ; ) Ruch to zdrowie!!! 
Teraz próbuję znaleźć jakąś pointę podsumowującą ten wpis, ale coś nie idzie. Ostatnio mam problemy z weną. Może nadrobię jutro. 
 Trzymajcie się J

wtorek, 15 listopada 2011

Jutro do Gdyni.

No dobra, to idę spać bo jutro szkoła i wylot do Gdyni...
Nowy projekt, nowe życie. Lubię zaczynać coś nowego. To tak, jak wyprawa w nieznane. Nie wiadomo, co się wydarzy. Może poznam tam fajnych ludzi, może przyszłą żonę... :P
A może za rolę, którą będę grał dostanę nagrodę...
I dlatego świat jest piękny, bo zawsze jest nowy dzień.
I jak mówił J. Twardowski "nigdy nie wiadomo mówiąc o miłości, czy pierwsza jest ostatnią, czy ostatnia pierwszą..."

Dobranoc.

Pochwała radości.

Nie miałem co wrzucić, więc taki mały filmik agitacyjny;)
Pochwała życia, i że trzeba się cieszyć z tego co los nam przynosi ( jakiekolwiek by to gówno nie było), i że trzeba zachować spokój, i takie tam bzdety...
Nudne strasznie, ale... prawdziwe.
I sorry za gołą klatę (znaczy klateczkę)

ps. film jest z serii wakacyjnej, i morza rzeczywiście nie było przez cztery dni (odpływ).
A kary miałem tak mniej więcej co drugi dzień: wyjście do 4 rano-kara, obietnica poprawy, wyjście do 3 rano-kara, obietnica, wyjście, kara itd. No ale kto na wakacjach, w hotelu kładzie się normalnie spać????? Przegięcie...
Ale za to z rodzicami sobie pobyłem:P
Relacje odnowiłem:P




No to więcej radości;)


niedziela, 13 listopada 2011

... takie tam przed północą

Moje łóżko, moja kołdra... Dobrze wrócić do Domu.
A jutro... moja kochana szkoła. No, bez przesady, ale jednak. Bo szkoła to też znajomi.
Pozdrawiam ziomków i ziomalki ze szkoły:))
A panią z polskiego zaskoczę cudowną pracą: porównanie Edypa i Priama ( pisałem co prawda cały wolny weekend, bo jakoś tak mi nie szło, wyrzucałem kolejne kartki, część jest nie na temat, część się powtarza, ale co tam;) Ma być 5 -proszę!


A jutro....
Juz wiem co wstawię.


Zaraz północ. Spadam. Miłych snów.

O kleszczach, wypadkach i poderżniętym gardle;))

Uff...
Własnie wróciłem do domu po sześciu godzinach jazdy... Byłem w małym miasteczku, na południu Polski, w którym mieszka mój dziadek.
Ogólnie, to pochodzi z Wilna, ale po wojnie przeprowadził się tutaj. Ma 88 lat, a mimo to świetnie sobie radzi. Mieszka sam od ośmiu lat, codziennie chodzi na spacery, raz w tygodniu na gimnastykę i raz na basen. Kiedy są tańce, chodzi na tańce ;) Podziwiam, że mu się chce... Ja, na jego miejscu, nie mając nic do roboty, siedzialbym przed kompem.
Oczywiście dziadek ma swoje choroby, bo wszyscy starzy ludzie je mają. Np on, musi codziennie po dziesięć razy mierzyć ciśniennie, bo raz ma tak wysokie, że może umrzeć, a raz tak niskie, że już prawie nie żyje...
Dziadek też lubi pogadać, ale że nie ma z kim, więc czasem znajduje sobie rozmówców... Wczoraj, kiedy tam byłem, zapukały dziewczyny prosząc o autografy i powiedziały, żebym pozdrowił dziadka, bo one go znają. Zdziwiony zapytałem skąd? A one, że raz w parku dosiadł się do nich i zapytał, czy może pogadać. One się zgodziły, a on opowiadał o sobie, pytał co u nich, czy mają chłopaków, jak im się żyje i takie tam...
Śmiesznie, w Warszawie obcy ludzie wstydzą się ze sobą gadać...
Dziadek przeżył różne rzeczy... Partyzantka, wojna, więzienie sowieckie, głód... Nic go nie pokonało. Ale... ostatnio, trzy miesiące temu... pogryzło go dziesięć kleszczy. Zobaczył je po kilku dniach, i jako twardy facet, zaczął je sam wyciągać.
Nie szło mu, więc dłubał coraz głębiej i głębiej, a kleszczy przecież nie można uszkodzić... Rozdłubał pół nogi i dopiero poszedł do lekarza. Wszyscy się dziwili. Dziesięć kleszczy... Łał, a on, że nie mógłby doznać takich pieszczot od pielęgniarki przy wyciąganiu, gdyby nie te kleszcze :P
Niestety, od tej pory czuje się gorzej. A ja myślę ciągle : jeśli nie pokonała go wojna, więzienie itd, to przecież nie pokona go jakieś stado głupich, małych napalonych kleszczy...

Tak więc tyle o dziadku. Jadąc do niego zauważyłem też, że przy drodze stoi mnóstwo krzyży. Wracając, tylko po jednej stronie zauważyłem około czterdziestu. Tylko na jednej trasie!!  Krzyże ustawiane po wypadkach. Rany, przecież to glupota, żeby zabijać się w trasie. Ale z drugiej strony... Gdybym miał fajne autko... pewnie bym śmigał... Dlczego w młodych mózgach jest mniej wyobraźni? I ta adrenalina... Może to dobrze, że mama nie pozwoliła mi zrobić prawka przed 20- ką... Bo przecież w jednej sekundzie wzystko może się skończyć.

Pamiętam, kiedyś poszedłem z kumplem na łyżwy. Miałem jakieś 10 lat. Wymyśliliśmy sobie fajna zabawę. Zamiast jeździć normalnie, rozpędzaliśmy się i wjeżdżaliśmy na siebie. Po którymś zderzeniu kolega wywrócil się, nogi poszły mu w górę i przejechał mi łyżwą po policzku rozcinając go.
Wyobraźcie sobie moje zdziwienie kiedy dotknąłem twarzy.. . a tam dziura. Oczywiście kałuża krwi, pogotowie, zszywanie. Na szczęscie wszystko dobrze sie skończyło i dziś nie ma nawet blizny. Ale łyżwa mogła pójść trochę niżej i trafić w szyję. Zginał z poderżniętym gardłem na ślizgawce... I nie byłoby Rodzinki, Bloga, Fanpage-a. I Was tutaj dzisiaj...

Ale się rozpisałem;) No, to śmigam do koleżków.
I pozdrawiam przyjaciela z łyżew- Pawła!!!
Dzięki, że dobrze oceniłeś sytuację i podniosleś nogę o te 5 cm wyżej!!
 Jednak matma z Misiurką ( moja kochana pani z gimnazjum), robi swoje :F

To uważajcie na siebie;)




czwartek, 10 listopada 2011

Poziom 2:0 Na żywo!

Uff… Już koniec. Wszystko się udało!
No może oprócz pointy w rozmowie z psychologiem. Nie zakończyłem tego jakoś fajnie… Kurde jestem do dupy! Powinienem był coś wymyślić….
To takie tradycyjne rozważania po programie Poziom 2.0, jak zwykle o 17.17…
I jatka w głowie.
Trzeba przyznać, że prowadzenie programu jest mega trudne! Trzeba być baaardzo wytrzymałym, żeby znieść taki stres. Ja nie jestem i dlatego często mylę się na wizji. Przejęzyczenia oraz  niepoprawne językowo i gramatycznie zdania mam chyba we krwi. Tatuś trójkarz z polskiego, mamusia niby skończyła też  polonistykę, ale moje geny w tej kwestii chyba tatusiowe.
Ale wydaje mi się, że te pomyłki są właśnie fajne, mówię tu o przejęzyczeniach i niezaplanowanych sytuacjach, jak choćby ta z dzisiaj, kiedy, rozmawiałem z linoskoczkami a na koniec rozmowy wbiłem się na linę. Oczywiście nikt nie wiedział, że to zrobię, nawet ja, samo jakoś tak wypłynęło. I powiem wam, sam byłem zdziwiony.

Kolejna śmieszna sytuacja, tym razem w roli prowadzącego Kamil, który jakieś 3 tyg. temu rozmawiał z mistrzami polski w Zośkę (mała piłeczka wypełniona jakimś grochem). Rozmowa miała się zacząć tak: oni grają, wchodzi Kamil i mówi ,,Panowie przestańcie kopać Zośkę!!! Jak możecie!”. No i wszystko super, próby, tyruryru, no i life… Chłopaki grają, bohatersko wbija Kamil i krzyczy ,,Chłopaki przestańcie grać w tą Zośkę! Jak możecie!” taaa, zwyrodnialcy.
Ale w sumie to mu się nie dziwie, mówię wam stres jest gigantyczny.
Opiszę wam jak wygląda taka rozmowa z punktu widzenia prowadzącego. Porównałbym ją do wrzucenia kogoś do basenu, w którym albo się płynie, albo idzie na dno, a jedynym kołem ratunkowym, które jak się okazuje może też zatopić, jest słuchawka w uchu i połączenie z wozem transmisyjnym.
No więc najpierw odliczanie, 10,9,8,7….3,2,1 i JESTEŚ!!!!!- krzyczy kierownik planu. Nastaje ta sławna sekunda, która trwa wieczność… Nigdy nie wierzyłem ludziom, którzy mówili ,,sekunda która trwa wieczność”, ale wierzcie mi, to naprawdę tak działa. Zaczynam mówić… Pierwsze dwa pytania, które mam wykute na pamięć. Moja głowa przez 30 sekund nie pracuje, stres blokuje szare komórki.
Nagle zajarzam i…uff… zaczynam myśleć.  Dobra teraz najważniejsze to słuchać gościa i  pytać adekwatniee do odpowie…AAAAAA…  trzaski w słuchawce, muszę szybko ściszyć nadajnik. Dyskretnie sięgam ręką, za plecy, wymacuję malutką gałkę i ściszam. Tak mnie to pochłania, że nie zauważam, że gość skończył mówić i zapada cisza. -Yyy, no więc jak Ty się tym zainteresowałeś? - machinalnie zadaję tzw. awaryjne pytanie, które zadaję wręcz odruchowo gdy mam pustkę w głowie… Rozmowa zaczyna ,,płynąć”. 
Już zaczynam się cieszyć, że mi dobrze idzie, a tu nagle wóz, zagłuszając gościa, podrzuca mi jakiś żarcik, zaczynam panikować, że nie usłyszałem rozmówcy, topię się i zapominam o żarcie. Po chwili sobie przypominam, szybko strzelam, ale oczywiście niecelnie, bo żarcik był śmieszny jakieś 10 sekund temu. Wiem o tym i zaczynam się na siebie wkurzać, co jeszcze bardziej pogarsza moją sytuację.
Poddaję się…. Na szczęście wydawca przychodzi mi z pomocą i mówi do ucha ,,jest super!”. Wiem, że to ściema, ale jakoś mi to pomaga, przestaje się topić i z powrotem zaczynam ,,płynąć”….

To był taki przykładowy szkic psychologiczny prowadzącego o słabych nerwach, i jego sytuacji  w trakcie programu. Sami przyznacie, że jest ostro.  Ale trzeba przyznać, że takie coś rozwija, bo uczysz się improwizacji, szybkiego myślenia i reagowania. Dzięki temu,  już się nie stresuję na wywiadach. Wiem, że to pikuś w porównaniu z Poziomem. Dobrze, że się do niego dostałem.
Pamiętam, że po castingu, który odbył się w jednym z warszawskich parków, byłem pewien, że się nie dostanę. Składał się z wywiadu z wymyślonym bohaterem, którego grał jeden z dziennikarzy,  i z zapowiedzi.
W pierwszej części moim wymyślonym rozmówcą był Jack Nicholson i poszło mi całkiem nieźle, natomiast zapowiedź totalnie zepsułem. Stwierdziłem po castingu, że na pewno się nie dostanę i nawet sam siebie bym nie zatrudnił.
I totalnie to olałem. Nie czekałem na telefon i zapomniałęm nawet, że taki casting się odbył.
A tu proszę, telefon zadzwonił...
 Zawsze tak jest. Im mniej ci zależy, tym lepiej idzie;)
Dlatego wszystko na luzie, bez spinania ....

środa, 9 listopada 2011

Program POZIOM 2;0


Dziś prowadzę program POZIOM 2:0
jak zwykle, od dwóch miesięcy... Teraz  tylko  kilka fotek ( bo już niedługo zaczynamy, więc jestem w trakcie próby), a wieczorkiem postaram sie napisać coś więcej na ten temat... to znaczy, czy to lubię, czy nie znoszę... jak się pracuje i parę anegdot związanych z programem i może jakieś dzisiejsze zdjęcia;)
Do usłyszenia






Do usłyszenia;)


wtorek, 8 listopada 2011

Zły sen...

Śniło mi się…..
Właściwie, to jeszcze śpię, więc dalej mi się śni…
Że włączyłem komputer… a tu facebook.  Ale nie taki normalny, tylko ma zęby!!! Kłapie nimi i chce mnie złapać.
Próbuję wyłączyć, ale łapie mnie za palce, próbuję zamknąć klapkę laptopa, ale jest sprytniejszy, śmieje się i krzyczy: dlaczego nie odpisujesz!??, przestanę cię lubić!!, czy ty, to ty, czy ktoś inny???, uśmiechnij się do mnie!, kliknij lubię to, pozdrów moją koleżankę!!, a ile masz wzrostu?? I kiedy imieniny???, lubisz moje zęby?? A którego bardziej  tego z lewej czy z prawej strony?? I który ładniej pachnie, ten żółty z dziurą, czy z plombą zielony?? Moje oko mieszka w Łodzi a ręka w Lublinie… odwiedzisz moje oko? rękę? nogę? I odpisuj na maile, bo wysłałem!!! Nie odpiszesz?? To foch, spadam, idź sobie!!!!
Ratuuunku! Co za koszmar…  Zapalam światło, zdrowaśka , ale jestem spocony…  Dobrze, że to tylko sen…. Wstanę, umyję zęby, pojadę do szkoły. I będzie normalnie. Prawda?
No, to do zobaczenia później;) Na blogu, na facebooku, albo gdzieś po drodze….
pa

wasz Maciek


poniedziałek, 7 listopada 2011

Wakacje.

Pamiętacie filmik???
Niektórzy już widzieli, ale jest sporo nowych osób, więc co tam...
Wrzucam... Jak nie chcecie,to po prostu nie oglądajcie;))





O emeryturze i braku dzieciństwa.

Wiecie co, czasami marzę o emeryturze….
Nie, to wcale nie jest śmieszne. Na emeryturze ludzie odpoczywają. Wstają kiedy chcą, wkładają ciepłe kapcie, robią sobie herbatkę, włączają telewizor i siedzą…. Pogapią się przez okno, wyjdą na spacer, wyprowadzą psa… Ja nigdy nie mogłem mieć psa, bo nie miałbym czasu, żeby go wyprowadzać. Oglądną jeden serial, potem drugi, poczytają codzienną gazetkę, podleją kwiatki i pogadają z nimi, ugotują sobie kleik, opłuczą sztuczne ząbki. .. Wyjdą na spacerek i posiedza na ławeczce. Na emeryturze jest luzik. 
Chociaż z drugiej strony bolałyby mnie kości, i może byłbym już łysy. Moje koleżanki miałyby siwe włosy, berety i rajstopy w sraczkowatym kolorze. I nie chciałoby się nam robić imprezek. A nawet, gdybym jakąś zrobił, to… Wolę nie myśleć jak wyglądałyby tańce…
Odkąd pamiętam, nigdy nie miałem na nic czasu. Nawet kiedy jeszcze nie grałem w filmach, to były lekcje pianina, tańce, angielski, potem hiszpański, francuski, i tak ciągle. Codziennie i bezustannie.
Czy tak powinno wyglądać życie dziecka? Gdzie beztroska? Kto nam ją zabrał i dlaczego?? Wiem, że wszyscy macie to samo. I wcale się nie żalę. Po prostu takie filozoficzne rozważania… w taksówce, z flegmatycznym taksówkarzem, między szkołą, a gmachem TV, w drodze na próbę do dzisiejszego programu Poziom 2:0, który prowadzę;)
A Wy, co sądzicie?? Chcielibyście żyć wolniej??


niedziela, 6 listopada 2011

Spotkanie z delfinami...

Taki  mały filmik na niedzielny poranek...




I znalezione w necie:


Co łączy ludzi z delfinami?
Co mogą mieć wspólnego na pozór dwa całkiem różne gatunki?
Otóż więcej niż myślisz...


- Delfiny pod względem inteligencji, są drugim gatunkiem na ziemi po człowieku (na równi z szympansami).

- Delfiny jako jedne z nielicznych zwierząt, potrafią imitować mowę ludzką.
- Dzikie delfiny często przypływają blisko plaż po to by... być pogłaskane przez człowieka.

- Wielokrotnie zdarzało się, że tonących rozbitków na powierzchnię wody wynosiły stada delfinów.

- Zdarzały się przypadki, że delfiny odganiały stada rekinów od kąpiących się ludzi.

- Jeżeli delfin upoluje rybę, często pierwszy kęs proponuje zaprzyjaźnionemu człowiekowi.

- Delfiny to jedyne ssaki na świecie które potrafią prowadzić prawie tak inteligentną rozmowę jak ludzie.

- Podobno delfiny i ludzie to jedyne stworzenia na ziemi odczuwające przyjemność z seksu.

- Delfiny to jedyne stworzenia oprócz ludzi i szympansów które wręczają sobie prezenty podczas godów.


                                Lubicie delfiny??


sobota, 5 listopada 2011

Przygoda w metrze...


Było ciepłe, jesienne popołudnie. Słońce wyglądało zza warszawskich bloków. Jechałem do centrum, żeby spotkać się z kolegą. Najpierw autobusem, potem metrem. Z godzinę w jedną stronę, ale  dawno się nie widzieliśmy więc postanowiliśmy, że  pogadamy.
-Będziemy się odwiedzać, pisać, gadać... Na pewno!- to zawsze powtarzamy zmieniając szkołę, czy wracając z wakacji, a potem ... wiadomo.  
A że ostatnio na polskim omawialiśmy archetypiczność, powielanie i powtarzalność ludzkiego losu i zachowań, postanowiłem złamać tę zasadę i spotkać się z kumplem z dawnej szkoły.
No więc podjechałem autobusem do metra i ruszyłem do zejścia pod ziemię. Bramki, portfel, dzyń i jestem na stacji. Było już późno więc luzik i zero tłumu. Rano, jest tyle ludzi, że czasami nie da się wsiąść do wagonu i trzeba czekać na następny. A czas oczekiwania umila wielki ekran po drugiej stronie torów. Można się dowiedzieć kto ma imieniny i przeczytać wiadomości, chociaż stają się one powoli nudne- Grecja, Grecja, Grecja. Ostatnio z pomocą przybył kpt. Wrona, któremu też znudziły się te same wiadomości, i swoim wyczynem postanowił umilić nam oczekiwanie na metro.

,, UWAGA nadjeżdża pociąg!” Piętnaście minut i jestem u celu. Słynna patelnia! Tak nazywa się miejsce w centrum, w którym spotykają się wszyscy wsiadający i wysiadający z metra.
Oprócz nich jest zawsze koleś, który gra na krześle, pan z radyjkiem i mnóstwo osób rozdających ulotki. Wszystkie, to reklamy szkół językowych… Zawsze biorę przynajmniej od jednej osoby ( w końcu tak zarabiają na życie) mimo że i tak ich nie czytam.
 No więc wychodzę sobie z metra, idę, idę i nagle widzę dwie laski. Yyyy??  One też mnie widzą. Przez chwilę zawieszamy na sobie spojrzenia, uśmiech z obu stron. I idę dalej, w stronę Złotych Tarasów, ale słyszę jakieś śmieszki. Oglądam się za siebie, a one idą za mną jakieś 10 metrów.
 Fajnie!- myślę-podejdą, pogadamy… Przecież też jestem człowiekiem i jak wszyscy, lubię gadać z ludźmi (bo nie chodzi tu o to, że chciałbym im dać autograf, tylko o spotkanie, każdy to lubi).
Ale idę dalej, a one nie podchodzą, tylko całą drogę od metra do złotych się czają. Już, już mają podejść, ale peszą się i zawracają. Mi za bardzo nie wypada zatrzymać się  i podejść do nich, więc wszystko w ich rękach. Idę wolniej, czekam… one też idą wolniej, przyspieszam, one też przyspieszają… Rany, dobra, nie to nie. Szkoda, może następnym razem;)
Widziałem, że chciały, ale …wstyd był silniejszy…

Kiedyś siedziałem na Krakowskim Przedmieściu i jadłem gofra. Było ciepłe lato, nic mi się nie chciało, wszyscy powyjeżdżali na wakacje a ja jak palant zostałem w Warszawie bo miałem zdjęcia, więc chodziłem sobie na Stare Miasto i obserwowałem ludzi. Uwielbiam to robić!
No więc siedzę sobie, na tej ławce, wcinam gofra, a tu nagle obok mnie, do okienka z lodami staje Wojtek Szczęsny….. Myślałem, że się ze....am na tej ławce. Siedziałem metr od Szczęsnego!!! Czułem się jakbym patrzył w matkę Teresę, tyle że polskiej piłki nożnej. Bita śmietana zaczęła ściekać i poplamiła mi spodnie, a ja siedziałem i patrzyłem . TYLKO patrzyłem.
Powinienem był wstać i poprosić o autograf, chociaż uścisnąć jego rękę. A ja tylko siedziałem i patrzyłem…
Tej sytuacji nigdy nie zapomnę i będę jej żałował bardzo długo. A jak wygramy Euro dzięki Wojtkowi, bo obroni karnego w finale, to chyba skoczę do Wisły.
Szczęsny przecież widział, że się na niego gapię, ale nie podszedł i nie powiedział; ,,Siema jestem Wojtek, chcesz autograf?” bo to głupie. Nie żebym porównywał się do niego, ale na pewno fajnie jest podejść i pogadać, żeby potem nie żałować. I tak jest ze wszystkim.
Ja na przykład żałuję też, że nie podszedłem do takiej jednej dziewczyny na dyskotece w podstawówce, i nie poprosiłem jej do tańca. Może i by powiedziała, żebym spadał, ale przynajmniej wiedziałbym, że jest głupia, i nie żałował tego następne 5 lat. Dlatego trzeba zawsze próbować i jak to kiedyś ktoś powiedział ,,dawać szansę Bogu” J

To  by było na tyle. A jeśli chodzi o spotkanie z kolegą, to nie przyszedł bo tego dnia złamał rękę, więc poszedłem do kina :) Sam.

czwartek, 3 listopada 2011

Nowy serial;)

Zastanawiam się co napisać...
Po ostatnim razie, kiedy dużo powiedziałem o sobie i swojej rodzinie, dziś jakoś nie mam blusa... I tyle w szkole do zrobienia. Niby skończyłem zdjęcia, ale ciagle gdzieś muszę jeździć. Dziś np po lekcjach na spotkanie, potem na wywiad do Agory...
Podczas wywiadu odpowiedziałem na setki pytań od setek fanek ( mam nadzieję ze będzie ciekawie)
Jak dojeżdżałem do domu, było koło 19 i zupełnie ciemno. A wokół autobusu mgła, tak gęsta, ze nie widać było nic. Nawet światła samochodów rozmywały się jak w jakimś upiornym śnie. Masakra. I jak tu się uczyć??


Humor poprawiła mi potwierdzona wiadomość:


Będę grał w filmie, to znaczy serialu, ale takim bardziej filmowym, robionym przez Xawerego Żuławskiego dla CANAL+  A emisja już w marcu.
I będzie to jedna z głównych ról. Na razie nic więcej nie mogę powiedzieć.


No to już wiecie;)
I trzymajcie kciuki.
A jutro może wrzucę jakiś porządniejszy wpis... coś do poczytania;)

wtorek, 1 listopada 2011

Wszystkich Świętych -zdjęcia.

Troszke się nachodziłem...
Oczywiście nie zdążyłem odwiedzić wszystkich ulubionych grobów, bo jest ich dużo.
Wiem, że oglądanie tego jest nudne, więc tylko dla wytrwałych ;)
Ale i tak postanowiłem, że te zdjęcia znajdą sie tu na moim blogu... taka mała cześć
dla Nich ...


To ostatnie to u mojego dziadka na wojskowych Powązkach...
Taki nagrobek z żagielkiem, bo był żeglarzem;)

Dobranoc;)