Kamera ruszyla jak miałem jakieś sześć lat... A potem już się kręciła. Gdyby nie kamera, pewnie nigdy byście mnie nie poznali. Chodziłbym codziennie do szkoły, pisał regularnie sprawdziany, potem angielski, lekcja pianina, trening na boisku u księdza ( najlepsze boisko w okolicy;), kumple, podwórko, kompik i marzenia... O czym? Pewnie o wakacjach, fajnej dziewczynie i ... sławie. Jak każdy. Dziś sporadycznie bywam w szkole i ... znacie mnie. Postaci które gram, są do mnie trochę podobne, ale nie identyczne. Dlatego jeśli chcecie wiedzieć co u mnie, czym sie różnię od Tomka Boskiego, Michała z Ojca Mateusza i wielu innych ról, które zagrałem - wpadajcie. Postaram się pisać o moim prawdziwym życiu. I postaram się żeby było ciekawie.

I komentujcie, to będzie znak, że chcecie czytać;)

piątek, 24 lutego 2012

DYLEMATY

Dawno mnie nie było.
Ale jakoś tak przybyło pracy. Codzienne wieczorne powroty nie sprzyjają ani nauce, ani mojemu zyciu rodzinnemu. Ciężko to wszystko pogodzić. Mam mieszane uczucia. Czasem pracuję do późna ( przedwczorajsze nagrywanie Kocham cię Polsko trwało do 22, wczorajsze wyjscie z fanami w ramach konkursu walentynkowego -do 23, dziś program Poziom 2:0, z którego wróciłem o 19.30 )
Czasem muszę jeszcze odreagować i spędzić chwilę z kolegami... Generalnie rzadko jestem w domu. I powstaje konflikt. Konflikt tak naprawdę nierozwiązywalny, bo albo muszę zrezygnować z różnych nagrań i spotkań, które chcę mieć i które są dla mnie ważne, albo... stracić dom i rodziców, którzy są coraz bardziej niezadowoleni...
Trochę to skomplikowane. Generalnie jest ciężko i na razie nie wiem jak wyjść z tej sytuacji. Zazwyczj jestem wpierdzielony na rodziców. Czego ode mnie chcą? Przecież tyle rzeczy robię.... Ale może mają trochę racji... Może powinienem zwolnić.

Dziś tak trochę na poważnie. Bo jest problem.
Następnym razem postaram się optymistyczniej;)
A u Was jak wyglądają powroty do domu  i relacje z rodzicami w tej sprawie??


A to dawno zapowiadane rozmowy z ojcem Leonem Knabitem
nagrywane u mnie w domu;)))
Mam ich kilka. Dziś pierwsze cztery filmiki - jeśli ktoś chciałby posłuchać.....





Do jutra;)

poniedziałek, 20 lutego 2012

...

Miałem dzisiaj dodać wywiad z ojcem Leonem...
Wiem, niektórzy powiedzą, że jestem niesłowny, że się zmieniłem, że gwiazdorze, albo że ich olewam... Ale cóż takie życie.
Rzeczywiscie miałem dodać, ale rano byłem w szkole, potem na mieście robiłem lekcje, traz kręcimy nowy trailer do Poziomu 2:0. I... nie wiem kiedy skończę... Potem wsiądę do autobusu, potem do metra, a potem do kolejnego autobusu i kolo 23 może będe w domu?
Jutro pobudka 6.10 i 6.50 autobus do szkoły....
Ech, ojcze Leonie, Ciebie też przepraszam. Ale nadrobię, nadrobię ;)

niedziela, 19 lutego 2012

NO TO CIĄG DALSZY

Dziś niedziela czyli wolne, czyli można coś napisać na blogu.
W czwartek jak zapewne wiecie przyjechał do mnie ojciec Leon. Ten, dla którego napisałem swój nieszczęsny rap, który wszyscy widzieli. Potem on nagrał dla mnie filmik i teraz.... przyjechał.
Zacznę tam gdzie skończyła się ostatnia notka- zadzwonił dzwonek. Szybko zbiegłem na dół i wszedłem do ciasnego przedpokoju. A w okienku, na drzwiach zobaczyłem czyjś podbródek… Czyżby to był jakiś wielkolud? Otwieram drzwi a tam ojciec Leon. Bardzo wysoki, przygarbiony, uśmiechnięty.



– Jesteś wypadkową wszystkich swoich zdjęć. Dokładnie tak sobie ciebie wyobrażałem- usłyszałem na wejściu.
Przytuliliśmy się ( zaznaczam że widzieliśmy sie pierwszy raz w życiu)i ojciec Leon razem z drugim ojcem - Joachimem (jak dla mnie po prostu Joachimem), wszedł do środka.
Wcześniej odbyła się oczywiście ta sama co zawsze rozmowa z gośćmi : ach nie zdejmujcie butów, nie zdejmujcie, nie trzeba... Po rozdaniu prezentów- dostałem książki ojca Leona, konfitury z Tyńca, kubek i naleweczkę;)
Usiedliśmy na kanapie i zaczęliśmy gadać. Piszę gadać, bo to była naprawdę luźna i miła rozmowa. Nawet ojciec Leon stwierdził, że czasami jak kogoś odwiedza to jest ocean arktyczny, a u nas to jak nad morzem śródziemnym. Takie i inne śmieszne żarciki m.in. o kobietach (tak, ojciec Leon jest zdrów chłop i bardzo lubi dziewczęta- nawet podrywał mi mamę ;) opowiadał przez cały obiad. Wiecie czym różnią się dziewczyny cnotliwe od tych niecnotliwych? Do pierwszych jest pociąg, a do drugich kolejka... Prawie w ogóle nie przestawał mówić, ale nikt nie miał dość. Słuchaliśmy go z największą przyjemnością. A on śmiał się, opowiadał historie, no po prostu  dusza towarzystwa. Zastanawiałem się, czemu został księdzem. W końcu z takimi cechami i takim wzrostem na pewno wszystkie dziewczyny się w nim kochały. Powiedział mi, że na początku nie chciał , no bo nie mógłby mieć żony itd itp, ale potem stwierdził, że ma powołanie , więc cóż, trzeba się poświęcić... 
Dzięki takim ludziom, można uwierzyć, że wiara i kościół wcale nie muszą być smutne i kojarzyć się tylko z nudnym obowiązkiem wstawania w niedziele i przysypiania w twardej ławce.  Po zaledwie 3 godzinnym przebywaniu obok ojca Leona, miałem ochotę pójść do kościoła. Ten człowiek naprawdę ma misję, którą świetnie spełnia, pokazuje ludziom, że wiara może być fajna.
Po obiedzie, oprowadziłem go po domu i pokazałem  swój pokój. Co mu się najbardziej spodobało? Oczywiście Marylin Monroe przyklejona w całej swej okazałości  na mojej ścianie, ozdobiona wąsikiem i necąca każdego kto tu wejdzie.
Posadziłem ojca Leona na tle Marylin i zabraliśmy się za kręcenie wywiadu. Tak jest. Zrobiłem z nim wywiad, stwierdziłem, że trzeba by tu wreszcie wrzucić coś mądrego.
O życiu, ludziach, Bogu i innych takich tam.








Po wywiadzie odwiozłem ojca Leona i Joachima na galę bloga roku i tak się rozstaliśmy. Obaj pełni nowych pomysłów i pozytywnie naładowani ;)
No, to zabieram się teraz za składanie filmiku a wy łapcie parę zdjęć ze spotkania.

Ps. Ojciec Leon dostał statuetkę w swojej kategorii na Gali i jako jedyny na tej sali, podczas podziękowań, wspomniał o mnie.
http://www.youtube.com/watch?v=hE2a6PNpm5w
Było wiele róznych nagród, wyróżnień, planowych i nieplanowych, specjalnych i nadzwyczajnych. Nawet Katarzyna Tusk dostała jakąś nagrodę specjalną, mimo że w ogóle w konkursie nie startowała, a  jaki blog ma... Może specjalny;))
I chwalili się, że w tym roku rekordowa ilość sms-ów przyszła... Tylko nikt nie wspomniał, ze to od Was...



To lecę, może jeszcze dziś zacznę coś montować z tym wywiadem...
Do jutra;)

A to BLOG OJCA LEONA - gdyby ktoś chciał poczytać: http://www.ps-po.pl/



     
    

czwartek, 16 lutego 2012

SPOTKANIE

Dziś gala konkursu w którym już nigdy nie wystartuję. Dostałem oficjalne zaproszenie, ale postanowiłem nie pójść. Co tam. To ja decyduję i tak właśnie zdecydowałem. Nie dlatego, ze nie wygrałem, ale dlatego, że przekonałem się, że zasady są, jakby to powiedzieć,  dziwne. Sms-y wysyłane przez ludzi na różnych etapach - nic nie znaczą. W ogóle mogłoby ich nie być. To tylko taka ściema. A ludzie nabierają się jak głupi...
Ale jest też pozytywna strona mojego udziału w konkursie. To zaskakująca znajomość z Ojcem Leonem Knabitem. Dziś przyjeżdza do mnie. Zjemy obiadek, nagramy wywiadzik. Całą drogę ze szkoły myślałem jakie zadać mu pytania, nagrywając z nim wywiad. Z jednej strony muszą zaciekawić Was, a z drugiej muszą być na poziomie.
No więc nie było łatwo… Oczywiście sobie żartuję. Było ciężko je wymyślić bo wywiad ma być krótki, a jeżeli ktoś oglądał filmiki ojca Leona to wie, że potrafi dłuuuugo odpowiadać na ,,otwarte” pytania. Tak więc postaram się mu zadawać tylko lekko uchylone ;)
Kurczę denerwuję się. Moja mama pichci w kuchni, tata biega po domu i sprząta a ja siedzę przed kompixem i słuchając TON!C’a piszę posta. Zaraz przyjdzie Ojciec Leon razem z Joachimem i będzie ostra impreza. Odpalimy dobre nutki, otworzymy sok pomarańczowy i uraczymy się pysznym antrykotem? Nie mam pojęcia co to jest, ale mam nadzieję, że nie jest to żaden kot… Także tak. Wczoraj byłem na planie ,,Ja to mam szczęście”. Grałem chłopaka Natalii ;) Bardzo w porządku dziewczyna.
Graliśmy scenkę, że jesteśmy u niej na randce, teges śmieges afrykańskie żmije, już mamy się pocałować a tu nagle wchodzi jej młodsza siostra…. Ooo dzwonek do drzwi!!!! Ojciec Leon i Joachim. Przyjechali. Biegnę na dół.
Relacja ze spotkania - jutro.
No i oczywiście wywiadziki - jak zmontuję.
Siemka.

wtorek, 14 lutego 2012

WALENTYNKI więc o miłosci;)

Od godziny mamy Walentynki.
Za sześć godzin wstaję, ale co tam... Życie jest krótkie, więc trzeba umieć świętować.
Zastanawiałem się, co dziś napisać.  Powinno być coś wzruszającego, mocnego, cudownego i miłosnego. I to mnie powaliło. Chyba zdam się na innych, którzy więcej przeżyli, piękniej mowią, lepiej śpiewają i są mądrzejsi. Oczywiście, nie żebym nigdy nie kochał, ale... może brak mi słów...
Dlatego dziś wpadajcie tu przez cały dzień. Będę (w miare możliwości dodawał różne bliskie mi rzeczy.. Może na koniec skuszę się i powiem też coś od siebie;)

I nie ważne,ze akurat ktoś nie ma swojej drugiej połówki. O miłości zawsze warto pogadać, posłuchać. Bo kiedyś na pewno przyjdzie.
I jak to powiedział słynny ks. Jan, którego odwiedzałem kiedyś w małym domku przy Krakowskim Przedmieściu " nigdy nie wiadomo mówiąc o miłosci, czy pierwsza jest ostatnią, czy ostatnia pierwszą"...

Więc na początek klasyka klasyki. Niby banał, ale coś w tym jest...

Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał,
stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący.
Gdybym też miał dar prorokowania i znał wszystkie tajemnice,
i posiadał wszelką wiedzę,i wszelką wiarę, tak iżbym góry przenosił,
a miłości bym nie miał,
 byłbym niczym.
I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją, a ciało wystawił na spalenie,
lecz miłości bym nie miał,
nic bym nie zyskał.

św. Paweł


poniedziałek, 13 lutego 2012

JESZCZE SZCZEGÓŁY AKCJI ZNACZEK

Dziękuje wszystkim, którzy włączyli się w „Akcję znaczek”.
Przypominam, że to akcja charytatywna, to znaczy – działamy coś wspólnie, żeby pomóc chorym dzieciom. Jest to naprawdę fajna sprawa, a radość z tego, że się komuś pomoże – bezcenna;))
Mój przyjazd do szkoły która zbierze najwięcej i spotkanie z Wami – to tylko taki gratis. Nie traktujcie tego jako nagrody, a całej akcji jak konkursu. Nie ważne ile zbierzemy, sto znaczków, tysiąc czy pięć. Ważne, że ruszyliśmy się sprzed telewizorka i dajemy coś od siebie.

W związku z tym, ze jest strasznie dużo pytań,  powiem jeszcze raz najważniejsze rzeczy. Proszę, przeczytajcie uważnie, albo wydrukujcie dla siebie do szkoły.

1.      Każda szkoła, która włącza się do akcji organizuje zbiórkę znaczków u siebie, a następnie przesyła zebrane znaczki do stowarzyszenia. To szkoła organizuje zbiórkę, stowarzyszenie czuwa jedynie nad całością akcji i zobowiązało się przekazać zebrane
 znaczki potrzebującym dzieciom.

2.       Stowarzyszenie może ( jeśli ktoś by chciał) wystawić dla szkół dokument
 potwierdzający, że czuwają nad przebiegiem akcji i zobowiązują się
 rozdzielić znaczki dzieciom.  Zaświadczenie można też dostać pisząc na maila nadzieidotyk@gmail.com

3.      Zbieramy zwykłe, niestemplowane (nowe) znaczki pocztowe za 1,55 zł.
Im więcej znaczków, tym lepiej :)
4.      Po zakończeniu zbiórki wyślij zgłoszenie swojej szkoły na maila:
 nadzieidotyk@gmail.com
W zgłoszeniu podaj:
- nazwę i adres szkoły
 - numer telefonu do osoby odpowiedzialnej za zbiórkę znaczków w szkole
 - ilość zebranych znaczków
   Termin zgłoszeń: 10 marca 2012 r.
5.      Wszystkie zebrane znaczki prześlij zbiorowo, w jednej kopercie na
 adres Stowarzyszenia Pomocy Chorym Dzieciom. Na kopercie koniecznie
podaj nadawcę, czyli nazwę i adres szkoły.

 Adres do wysyłki znaczków:

 Stowarzyszenie Pomocy Chorym Dzieciom
 ul. Księcia Warcisława I 27 E/2
71-667 Szczecin
 z dopiskiem: "Akcja Znaczek"
6.      Spośród nadesłanych zgłoszeń zostanie wyłoniona szkoła, która
zdeklarowała największą ilość zebranych znaczków. Po przeliczeniu
 znaczków przez Stowarzyszenie, zwycięska szkoła zostanie ogłoszona na
     blogu www.maciejmusial-oficjalnyblog.blogspot.com  w dniu 17 marca
     2012 roku (termin może ulec zmianie ze względu na opóźnienia w wysyłce
     znaczków- ogłoszenie wyników nastąpi dopiero wtedy, gdy Stowarzyszenie
     otrzyma przesyłki ze znaczkami od wszystkich zgłoszonych szkół).
7.      W przypadku indywidualnych osób zasada jest taka sama jak w przypadku
szkół.  Zbieracie znaczki, do 10 marca, wysyłacie zgłoszenie na maila,
natomiast znaczki przesyłacie na adres Stowarzyszenia.
8.      Dla Uczniów szkoły, która zbierze najwięcej znaczków przewidziana
 jest nagroda- spotkanie z Maćkiem Musiałem. Maciej skontaktuje się
 osobiście ze zwycięską szkołą w celu ustalenia szczegółów.
9.      Po zakończonej akcji Stowarzyszenie przekaże znaczki potrzebującym
 dzieciom. Rozliczenie z przekazanych znaczków (czyli lista dzieci,
 które otrzymały znaczki oraz ilość znaczków) zostanie umieszczone na
 stronie Stowarzyszenia Pomocy Chorym Dzieciom
 http://podaruj-zycie.eu.org/
10.  Wszystkie pytania dotyczące akcji można kierować na maila:
 nadzieidotyk@gmail.com

11.  Po akcji opublikujemy wszystkie szkoły i osoby które się w to włączyły.

12.  Jeśli miejscowość jest malutka, to oczywiście można połączyć siły – szkoła, Przedszkole itd. Wszystko dozwolone;)


 Na pewno relację ze spotkania z Wami ( w formie zdjęć i filmików) wkleję tu na bloga.
I pewnie napiszą o tym na Kotku, i w paru innych miejscach;)

Dla osób indywidualnych,  – coś wymyślam.
Na pewno będzie to coś fajnego;)

I… najważniejsza jest idea, że razem robimy coś dobrego dla innych.
Bo chcemy i już;)
Jeśli akcja się uda, będą jakieś inne, następne… Wy wymyślicie, albo ja... Bo jest nas tu trochę i działamy razem!

Dużo dzisiaj tego, ale mam nadzieję, że teraz już wszyscy wszystko wiedzą;)
No to do roboty.

A ja szykuję się do spotkania. Antyfanów w szkole... proszę wyślijcie na wagary...










niedziela, 12 lutego 2012

SIEDEMNAŚCIE LAT!

Wczoraj był wyjątkowy dzień, skończyłem 17 lat!
Właściwie to skończyłem 16 a zacząłem 17 ( tak? dobrze mówię? bo sam już nie wiem)Leżąc w łóżku, przekręcałem się leniwie i ospale z boku na bok i nagle poczułem się staro... Przypomniał mi się czas kiedy zrywałem się skoro świt i leciałem do kolegów na osiedle kopać piłkę. Zrobiło mi się trochę smutno. Pomyślałem, że już nigdy nie wstanę o 7 rano, żeby pooglądać Power Rangersów. Już nigdy nie wstanę o 8 żeby pograć w piłkę. To wszystko minęło i nigdy nie wróci. Założę się, że wam też zdarza się powspominać jak to kiedyś było super a teraz jest źle. Na szczęście po chwili przypomniałem sobie słowa mojego pana z biologii, że człowiek zapamiętuje tylko najlepsze wspomnienia i najczęściej przeszłość wydaje mu się piękniejsza. Dlatego postanowiłem nie przejmować się tym, że już nigdy przenigdy nie będę mógł powiedzieć, że mam 16 lat, bo przecież trzeba szukać pozytywów. A jest ich całe mnóstwo. Zaczynam dostrzegać nowe rzeczy, staję się coraz bardziej samodzielny, więcej się skupiam, więcej myślę. I to, że nie obejrzę już Power Rangersów, nie oznacza, że jestem stary. Zamiast nich za 9 miesięcy mogę zapisać się kurs prawa jazdy!!!! To jest dobra wiadomość:)
17 lat! Podobno najpiękniejszy wiek. Mało nauki, dużo czasu wolnego, brak pełnoletniości- czyli przyjemność płynąca z kombinowania gdzie kupić Picolo i jak wyjść wieczorem. Także teges śmegeś cały czas do przodu, i na koniec stare chińskie porzekadło.
Gdy jedne drzwi szczęścia zamykają się, otwierają się drugie.
Ale często zdarza się, że za dużo czasu spędzamy wpatrując się w te zamknięte. Adios!

I dziękuję za życzenia. Było ich setki. Pomyślałem sobie, ze pomimo mojego rapu, pomimo nie odpowiadania na maile - trochę mnie lubicie:)
DZIĘKI


piątek, 10 lutego 2012

TAKIE SOBIE GADANIE O NICZYM

Jadąc dziś rano metrem, czytałem pewną gazetę, której nazwy wolę nie wymieniać bo po pierwsze nie będę im robił reklamy za darmo, po drugie, jak powiem  coś złego, to jeszcze wpadnie mi do domu koleś z moimi ACTAmi ;)
Tak, tak, ostatnio zacząłem się zastanawiać nad moimi prawami, wolnością słowa i takimi tam... W związku z tym może posiadam lekkie przewrażliwienie, które objawiło się w zeszły piątek.
Kiedy zbierałem się do wyjścia na plan, nagle zadzwonił dzwonek w mojej haciorce. Wiedziony męskim instynktem(tak, faceci też to mają), zamiast od razu otworzyć drzwi, zająłem chytre stanowisko przy oknie. Zauważyłem białą furgonetkę stojącą przed domem i dwóch panów w niebieskich, jak cocacolowy chupa chups ubrankach (fuck, chyba właśnie panowie z ACTY mnie namierzyli) stojących na moim podjeździe.
Zachowywali się bardzo dziwnie: walili w drzwi i nerwowo patrzyli w okna.
Zrobiło się nieprzyjemnie. Dlaczego jakiś frajer zagląda mi do domu?!  Wiedziony rozumem (tak, faceci, też go mają) postanowiłem poczekać na dalszy rozwój sytuacji.
Po jakiś pięciu minutach bacznej obserwacji mój wzrok pofrunął na okno sąsiadów ( nie będę pisał dlaczego, ale widok był nad wyraz interesujący:).
Mój hipnotyczny stan przerwał nagle chrzęst klamki. Co jest kurka?! - użyłem tu zamiennika, bo podobno ten blog czytają też niepełnoletni. Ta! Na pewno! Wiedziony sam nie wiem czym, sięgnąłem po metalowy kij, leżący pod biurkiem i chowając go za plecami zbiegłem na dół. Widok był bardzo ciekawy. Dwóch panów stojących w przedpokoju widząc mnie, zastygło bez ruchu… Chwila ciszy. Mierzenie się wzrokiem. Ich dwóch ja jeden. Oni po 40 ja 17.  Oni sto kilo wagi, ja... dawno się nie ważyłem, ale raczej S lub M ( zależy w którym sklepie). Powolutku zacząłem wyciągać zza pleców kija samobija, zastanawiając się, któremu przywalić najpierw. Na moje, czy tam ich szczęście panowie nagle zdecydowali się otworzyć usta i... wyobraźcie sobie, że się jąkali :))
Wydając dziwne dźwięki,  oznajmili, że ... że... że... drzwi były przecież otwarte a oni chcieli tylko, naprawdę tylko.....zostawić zawiadomienie o braku zapłaty za wodę.
Ha! Jasne! Zapomnieli dodać, że chcą to zostawić przy okazji, a tak w ogóle to przyszli podwędzić mi telewizor!
No więc zostawili wycofując się tylem  i poszli. Uff… Nagle poczułem się jak macho, który obronił swój dom, pilot, telewizor, kobietę, żonę, dzieci... ( eee, trochę sie zagalopowałem) Ale w głowie została myśl - nigdzie nie jesteśmy bezpieczni. I jeśli nawet faceci od wody mogą wejść, to co dopiero inni jak się narażę...
O czym to ja mówiłem na początku? O wchodzeniu do domu, a i o gazecie czytanej w metrze. No więc w gazecie- Stadion Narodowy! Nie zorganizuje meczu Super Pucharu. Super… Dlaczego? Bo policja stwierdziła, że stadion nie nadaje się do zorganizowania takiego widowiska. Podobno coś nie działa. Tragedia. Może trzeba szybko wymienić to co nie działa i...  A może problem w kibicach, którzy zachowują się jak bydło.
O nie! Anglia, Niemcy, Francja, Hiszpania itd. w tych wszystkich krajach kibice tak samo emocjonują się piłką i przeżywają każdy mecz. Nie ma tak, że Polacy to wyjątkowe chamy i prostaki. O wiele gorsi są Anglicy- patrz ich eskapady w Krakowie.  W czym więc problem?  Nie zamierzam golić się na łyso. Zupełnie nie o to chodzi. Po prostu są jakieś gierki. I urzędnicy, którzy jak zwykle stają na drodze zwykłym ludziom. Więc Bunt! Anarchia! Oczywiście żartuję! Hehehehe- właśnie wyobraziłem sobie tłum 14latek siejący spustoszenie w mieście :) Oj działoby się!
Ale szkoda. Szkoda, że nie możemy miec stadionów na czas, fajnych meczy i pucharu na EURO... (chyba)
I że zawsze chodzi o coś innego niż naprawdę chodzi...
Więc zmieńmy coś na lepsze.
I zacznijmy dziś. Od siebie;)


czwartek, 9 lutego 2012

AKCJA ZNACZEK ROZPOCZĘTA

No to dzięki Emilce (pozdrawiam)
która prowadzi bloga www.dotyknadziei.blogspot.com i pomaga chorym dzieciom- mamy naszą wspólną akcję "ZNACZEK"
Wszystko już dopięte. Teraz  tylko trzeba zacząć zbierać znaczki. W szkole, albo indywidualnie.  Na pewno przyjadę do szkoły, która zbierze najwięcej znaczków (jeśli oczywiście będziecie chcieli). Nie ważne, czy szkoła będzie w Warszawie, czy na drugim końcu Polski.
I może coś wymyślę dla tych, którzy indywidualnie je zbierali;)
No to do roboty. Dzieci czekają.

Naszą akcję juz dziś opisali:

http://www.kotek.pl/kotek/1,87050,11114427,Wielka_akcja_charytatywna_na_blogu_Macka_Musiala_.html


A tu plakat - do wydrukowania i powieszenia na każdej wolnej ścianie w szkole.
Trzeba się przecież jakoś reklamować;))


I jeśli macie jeszcze jakieś pytania - to wpisujcie w komentarzach, nie mailowo ( bo tych ze względu na ilość ostatnio nie czytam;)) Odpowiem w następnym wpisie.

OGŁASZAM ROZPOCZĘCIE AKCJI!!!
POZDRÓWCIE ODE MNIE WASZYCH NAUCZYCIELI, DYREKTORÓW
I... DO ZOBACZENIA W MARCU W KTÓREJŚ ZE SZKÓŁ!







środa, 8 lutego 2012

DOŁY

Macie doły?
Takie, że nagle świat zapada sie w czarną dziurę i lepiej nie żyć.
Przestać myśleć, przestać czuć, schować się, nie istnieć. Śmiejesz się, słuchasz muzyki, dobrze się bawisz i nagle to się dzieje... Nie wiadomo dlaczego. Jakaś myśl, wspomnienie, słowo, spojrzenie. Zakładasz kaptur na głowę, chowasz się pod kołdrą,
próbujesz zasnąć i nic.
Biorę gitarę, brzdąkam coraz głośniej, walę w struny, przerabiam agresję, bezsens, smutek świata, mój smutek. Próbuję nieistnieć a jednocześnie złapać sens chwili w bezradny wiersz.
To taki mój chleb codzienny przeplatany głupawą radością i... zachwytem:)
Kiedy wychodzę z dołów, myślę sobie - to było coś. I satysfakcja, że coś jeszcze czuję, odczuwam. Jestem;) Bo cierpienie podobno uszlachetnia. Więc trzeba wpaść w dół, żeby poczuć radość wyjścia...


ps. Plakat jednak jutro;) zaczynam być niesłowny... ale dużo z tym roboty i różne takie formalności, szukanie patronów medialnych, którzy mogliby to nagłośnić...
 Akcja oczywiście aktualna:) Zbieramy znaczki!

wtorek, 7 lutego 2012

POEZJA O POEZJI

Koszmarna pierwsza lekcja.
Nie ważne jaki to przedmiot, zawsze jest nudna i dłuży się w nieskończoność.
Dziś ten smutny zaszczyt przypadł lekcji języka polskiego.  Interpretowaliśmy wiersze Francoisa Villona, który mimo że większość życia spędził w więzieniu za zabójstwo i kradzieże, to cały czas pisał.
Nie powiem, że uwielbiam czytać poezję, bo to nieprawda, ale czasami zdarza mi się coś przeczytać. Smakuję wtedy każde słowo i staram się wczuć w emocje autora. Nie zawsze do końca wyłapuję przesłanie, ale zawsze coś na swój sposób zrozumiem.
Natomiast w szkole, każdy wiersz ma swoją, określoną interpretację. Bez sensu.
Przecież poezję należy odczuwać, przeżywać, wyobrażać sobie. Dlaczego ktoś ma mi mówić jak mam czuć i ingeruje w moją wrażliwość?
Kolega z ławki –wybitny humanista, o którym jeszcze usłyszycie, Adaś- porównał to do lekcji biologii, na którą nauczyciel postanowił zaprosić piękną kobietę. Potem zaczyna się rozbieranie, obnażanie,  rozcinanie brzucha i oglądanie wnętrzności. Strzał w dyszkę! Wiedziony trafnym spostrzeżeniem, postanowił wykorzystać swoje umiejętności i napisał wiersz:

Analiza wiersza
Uśmiech nieśmiały, najbliższy naturze,
Kobiety, która mało chce od życia.
Przypatrują mi się oczy niepewne i duże,
Które nic ponoć nie miały do ukrycia.
Zimny skalpel przesuwa się po skórze,
W jego ostrzu lśnią lustrzane odbicia.
„Nie sądziłeś chyba, że ona ma duszę?”
Pyta profesor, zdejmując jej okrycia.

W takich chwilach żałuję, że posiadam wzrok.
Na własnych oczach ślepnie mi zmysł piękna.
W serce wsącza się odraza i mrok,
Gdy widzę ukryte w ukochanych dłoniach ścięgna.
Nauczyciela śmieszy, jak usilnie patrzę w bok,
Kiedy wprawnym ruchem ku wnętrznościom sięga.
Ta chwila długa, jakby trwała rok.
Chwila, gdy się ciało otwiera jak księga.

Zanurza w nieodkrytym dotąd ciele ręce,
Doktorski fartuch moczą jasnej krwi potoki.
Nauczyciel pokazuje mi bijące serce.
A na twarzy ma uśmiech dumny, szeroki.
Za to usta jej zastygłe w męce,
Smutek i wyrzut ma w oczach głębokich.
Doktora, bowiem chyba cieszy wielce,
Że z żywego piękna pozostały zwłoki.

 Przesłanie
Dzielimy w szkołach poezję na składniki,
Wstrzymujemy poetę w twórczych myśli biegu.
Słowo „analiza” nijak się ma do liryki:
Bo to jak sekcja na żyjącym człowieku.
Adam B.- Villon style, bitch.

Jeszcze o nim usłyszycie :P


Ps. Co do wczorajszego posta, musicie mi dać jeszcze jeden dzień na uzgodnienie szczegółów. Okazało się, że jeśli to ma być poważna akcja, to muszą być dokładnie omówione rózne rzeczy. Więc prawdopodobnie jutro plakat i wszystkie wyjaśnienia. Może zaangażują sie w to też jakieś media, więc będziemy mieli wsparcie. I może jakąś relację ...
Do jutra;)


poniedziałek, 6 lutego 2012

ŻOŁNIERZYK

Dziś coś trudnego. Dla mnie i w ogóle...
Właściwie nie powinienem tego pisać teraz, bo niby trwa jeszcze konkurs i mogę być posądzony o granie emocjami albo takie tam.... Ale jak już powiedziałem, olewam konkurs, a ludzie czekają...
No więc ponieważ ten blog jest dosyć popularny (chyba) dostaję coraz więcej próśb o pomoc. Coraz więcej e-maili. Codziennie, kiedy otwieram skrzynkę jest około 200 nowych wiadomości, w tym kilka od różnych fundacji i prywatne maile od chorych osób.
I coraz bardziej nie wiem co robić... Nie wiem czym sobie na to zasłużyłem... I czasami myślę sobie, że życie byłoby prostsze, gdybym tego bloga nie założył...Trochę mnie to chyba przerosło. Bo co ja mogę??
Ale cóż, stało się. Założyłem bloga i trzeba działać;))
Najpierw, przy okazji Bereniki postanowiłem, ze założę fundację. Wysłałem mamę żeby dowiedziała się jak to się robi. Mama przyszła  totalnie sfrustrowana, bo - strasznie skomplikowane i w ogóle. Sama procedura założenia to minimum trzy miesiące.
Ale działamy;) Tylko to trochę potrwa.
Jednak już teraz, żeby nie zostawiać tych wszystkich maili bez odpowiedzi postanowiłem coś robić.
I... wymyśliłem, że co jakiś czas będę wrzucał tutaj różne fajne akcje, a Wy... możecie się włączyć lub nie. To od Was zależy.
Ale jeśli możemy komuś pomóc, to dlaczego nie? Co Wy na to??
Więc dziś pierwsza akcja. Przekonała mnie do niej Emi (czyli Emilia), z którą wymieniliśmy już kilka maili. Emi prowadzi bloga
http://www.dotyknadziei.blogspot.com/  
i pomaga chorym  dzieciom.  Wczoraj na jej blogu poznałem "Żołnierzyka"


Emi napisała mi : " Do samego końca wierzyliśmy. Nawet wtedy, gdy Misio trafił już pod
opiekę hospicjum i otrzymywał duże dawki morfiny, bawił się jakby
nigdy nic... Lekarze nie mogli wyjść z podziwu- normalnie przy takich
dużych dawkach dzieci przez większość czasu śpią, a Misio walczył do
samego końca... Nasz mały Żołnierzyk... Michałek miał niesamowitą moc
przyciągania ludzi, całe tłumy mu kibicowały... Od jednego z
"blogowych" przyjaciół Misio otrzymał prawdziwy żołnierski mundur,
specjalnie uszyty na Jego miarę [...] Udało się spełnić
Jego marzenia, m.in. leciał samolotem, był w wesołym miasteczku,
dostał swojego chomiczka... Dziś wiem, że było warto... właśnie dla
Jego uśmiechu :)"

Nie chcę Was zanudzać, ale ja się wzruszyłem. To blog, na którym jest więcej o Michałku

Dlatego postanowiłem nie czekać. Emi zbiera też znaczki pocztowe, które przekazuje potem rodzicom chorych dzieci, aby mogli oni wysyłać prośby do różnych instytucji o pomoc. Chodzi mniej więcej o to: 
"Aby pozyskać środki na rehabilitację i leczenie, Rodzice chorych i niepełnosprawnych dzieci wysyłają apele z prośbą o wsparcie finansowe do wielu firm i urzędów. To nie jeden, dwa apele, ale często setki apeli miesięcznie! Na każdą kopertę trzeba nakleić znaczek... Aby wysłać 300 listów potrzeba około 500 zł miesięcznie... Koszty znaczków i kopert znacznie przekraczają możliwości finansowe Rodziców , dlatego zwracamy się do Was z prośbą o pomoc.

Dla Ciebie to tylko 1,55 zł... Dla dziecka to jeden wysłany apel więcej i szansa na dodatkową rehabilitację.
Tak niewiele potrzeba by wywołać uśmiech na twarzy."
 
Dlatego proponuję akcję: ZBIERAMY ZNACZKI
Wy zbieracie znaczki w swoich szkołach
a ja przyjeżdżam do szkoły, która zbierze najwięcej znaczków za 1,55
Ponieważ w niektorych szkołach są ferie - proponuję, żeby akcja potrwała do 10 MARCA.
Co wy na to? Git?
Damy coś od siebie dzieciom. Wy znaczki, ja spotkanko z Wami w szkole, która wygra!!
 
NO TO  DO ZOBACZENIA ;))
 
Jutro wkleję plakat, który będziecie mogli wydrukować i powiesić w szkole:)
 
 
Wow, sam się boję....
 
idę pisać polemike z polskiego, żeby o tym nie myśleć;)))
 
 
 
 
 
 
 
 
                                                                        

sobota, 4 lutego 2012

ODRODZENIE

Długo w nocy nie spałem... Myślałem. Zastanawiałem się czy pisać  dalej, czy może wszystko rzucić, zamknąć i mieć gdzieś. Zacząć wreszcie normalnie żyć.
Normalnie, to znaczy jak większośc z moich kumpli; kaptur na głowę, swoje sprawy, swoje życie, swój czas wolny i... zero obciachu, narażania się na komentarze ( ooo, czy jeszcze jest normalny, czy gwiazdor, czy zwyczajny , czy vip zasrany, odbiło mu, odbiło! )
Żadnej oceny.  Luzik.
Życie aspołeczne, życie bezpieczne.
Cokolwiek bym nie napisał, zawsze będą mnie bardziej oceniać niż innych...
Jaki jest więc sens prowadzenia bloga? Jestem znany, więc na starcie mam przerąbane!

Noc dłużyła się jak lekcja chemii. Materia, ktorej nie pojmuję, pierwiastki, abstrakcyjne wzory. Ułożyć, poskładać w jakąś całość... I gówno wychodzi. Mimo mrozu,  trochę sie spociłem. Jak po gripexie ( oznajmiam, że nie reklamuję, nie mam kontraktu i nie dostaję za to kasy) który wciska mi mama, kiedy wyglądam na chorego.
W hipnotycznym półśnie, jak Dżin z butelki wyłaaziła nade mnie dymna, czarna, lepka zjawa, śmiejąć się złowieszczo bezzębną gębą. Dla podejrzliwych, wyjaśniam, nie miałem w pokoju żadnej butelki, choć może powinienem.... Ponieważ to noc, a w nocy szybko sie zapomina, jak mały chłopiec, pytałem ją wciąż o to samo: kim jesteś, kim jesteś... A ona odpowiadała: jestem Ekspert, jestem Ekspert!!! Ekspert od życia. Od twojego życia!!
I śmiała się bezzębnymi ustami... Hahahahahahaha !!
Nie miałem mieczyka, ani szabelki, rodzice dawno mi je wyrzucili, uznając że jestem duży i sobie bez nich poradzę, więc nie mogłem walczyć. Schowałem się pod kołdrę i myślałem...

No i wymyśliłem... że mam to gdzieś.... Ale nie Was,  którzy lubicie tu wpadać, tylko ludzi, którzy mogą o czymś decydować. I mam gdzieś takie konkursy. I nigdy więcej nie wystartuję w konkursach, w których z pierwszego miejca, jedna osoba może mnie kopnąć na ostatnie niezależnie od wszystkiego. Od ilości wejść, komentarzy, atmosfery na blogu, integracji z innymi blogerami i tego, czy moje wpisy są dla kogoś ważne i czy niosą jakieś wartości. A może nawet przesłanie (górnolotne i naiwne, ale tak myślę)
Wy też nie startujcie. Nie pozwólcie, by wasze życie zależalo od tego, czy spodobasz się jednej osobie. Jednej !!! Nie paru, nie kilku, które o tobie przynajmniej pogadają, ale jednej!!  Ekspertowi;) Ekspertowi, który nie uwzględni czytelników, bo sam jest NAJWAŻNIEJSZYM i najmądrzejszym czytelnikiem.
Ech, być ekspertem w dziedzinie "ja i moje życie"... Niezła fucha... Mówię ekspert i myślę - co ja wiem o życiu mojego eksperta?? Nigdy o nim nie słyszałem.... Może jestem za młody? Pewnie tak, za młody na Playboya, bo tylko z tym mi się mój ekspert kojarzy.  Może też jestem za mało pikantny, wyrazisty, albo dorosły. No tak, za mało dorosły. W mojej kategorii startowali tylko dorośli, więc pewnie im nie dorównałem ( cóż, jestem tylko szesnastolatkiem), a ekspert żoną  Playboya, sorry, żoną naczelnego Playboya, eee, jeszcze raz sorry, żoną redaktora naczelnego Playboya. Więc to "świat dorosłych".

Nie myślcie sobie, ze liczyłem na pierwsze miejsce, w końcu mam szesnaście lat, język nie dorównujący sprawnością tym, którzy wysławiaja się już lat kilkadziesiąt, problemy raczej z zakrezu "naście" niż "dzieści", pewną naiwnosć, którą nawet sobie cenię, nie jestem chory, więc nie wzbudzam litości,  i... coś jeszcze- najważniejsze w tym wszystkim: on nie może wygrać, bo jest znany! Są nierówne sznse! A ci, którzy go czytają lub słuchają, to tylko głupie fanki!
Tak, to już znam. I doświadczyłem (jakże często). Konkurs recytatorski gminny, Piaseczno. Panie zachwycone, och, ach. Ale, przecież on juz tyle osiągnął... Po co mu to??? Damy szansę dziewczynce... może jej się uda. Dalej przechodzi dziewczynka!! Nie mam nic przeciwko dziewczynce. Niech jej się uda. Ale dlaczego kosztem mnie...

Więc, teraz na poważnie,  chciałem powiedzieć tylko tyle, że nie liczyłem na pierwsze miejsce, nawet na drugie lub trzecie, ale myślałem, że znajdę się wśród 30 ciekawych blogów, chociażby dlatego, że jako jedyny w konkursie piszę do młodzieży ( nie licząc kategorii teen, w której sie nie zmieściłem), i przez cztery miesiące działania bloga stworzyłem miejsce szczególne. Przychodzi tu bardzo dużo ludzi. Ja piszę swoje historie, czytelnicy swoje. To blog opowiadający ( w komentarzach pod niektórymi postami) historie bardzo wielu żyć. Czasem śmieszne, czasem bardzo wzruszające. Historie miłości, samotności, rozbitych rodzin, chorób, domów dziecka, i szczęscia, które można znaleźć wszędzie, jeśli się tylko chce.... Stworzyłem, z Waszą pomocą dwa blogi. Mój i Wasz. I stworzyłem miejsce, w którym można się spotkać zamiast stać pod blokiem paląc fajki.
Myślałem, że Wasze Sms-y i bycie dzięki nim na pierwszym miejscu, pomoże mi chociaż znaleźć się w pierwszej trzydziestce, którą ocenią inni jurorzy. Tak się nie stało.
Pani Ekspert was olała.
Dziękuję wszystkim, którzy na mnie głosowali. Dziękuję że dzięki Wam byłem na pierwszym miejscu spośród 7 tysięcy blogów. I przepraszam, że przeze mnie wydaliście kasę na sms-y.  I NIE GŁOSUJCIE WIĘCEJ. Konkurs jakoś dziwnie, chyba jeszcze trwa, ale to nie ma sensu.

Do rzeczy.
Postanowiłem nie przejmować się "ekspertem", który stwierdził, że nie zasługuję na pierwszą trzydziestkę.
Mam w ciagu czterech miesięcy milion dwieście wejśc na bloga.
I nie zamierzam  pisać pseudofilozoficznych rozważań w stylu " Czy Hitler był dobrym człowiekiem", tak jak bloger nominowany przez mojego eksperta (chociaż do blogera nic nie mam i pozdrawiam), bo uważam, że Hitler był złym czlowiekiem, więc po co tracić czas?
A czas, to moje życie. Wolę mówić o miłości, o marzeniach, i o tym, że każdy może cos zrobić ze swoim życiem. Każdemu może się udać. I wolę rozmawiać z ludźmi.

Dlatego...  po tej porażce, postanowiłem... rozwinąć bloga;) Ulepszyć. Zaprosić jeszcze więcej ludzi;) Postanowiłem robić wywiady z fajnymi ludźmi, pokazywać Wam ciekawe miejsca i takie tam różne.
Na początek, wywiad z Ojcem Leonem, którego poznałem wirtualnie dzięki przygodzie z tym Konkursem. Ojciec Leon jeszcze o tym wywiadzie nie wie. Teraz sie dowiedział !
I nie ma wyboru, musi się zgodzić;))
Ojcze Leonie! Szesnasty luty - będziesz na Gali w Warszawie. Ja nie będę, ale spotkamy sie u mnie w domu;) Pachnąca herbatka owocowa, słodkie ciasto....  Zapraszam.

I pozdrawiam.
Dziś usłyszałem: "Zemsta uszczęśliwia cię na chwilę, a przebaczenie na całą wieczność"
Pax.

czwartek, 2 lutego 2012

DROGA DO SZKOŁY

6.40. Przystanek autobusowy. Ciemno.
Przestępując z nogi na nogę czekam na autobus. Jak zwykle nie mam odrobionej pracy domowej więc planuję w głowie co, od kogo i na której lekcji będę przepisywał.
Tu wypada podziękować mojej koleżance z klasy Justynie. Bez Ciebie dawno by mnie już z tej szkoły wywalili...
 Nadjeżdża autobus. Wsiadam. Wszyscy niczym zombi śpią na stojąco, nie próbując nawet utrzymać równowagi bo jest taki ścisk, że nie trzeba. Słychać tylko stłumione, głuche dźwięki muzyki wydobywającej się ze słuchawek.
Od czasu do czasu można też usłyszeć jakąś rozmowę, najczęściej o tym jakie to były przypały na ostatnim melanżu. Więc jeżeli samemu nie ma się słuchawek trzeba słuchać cudownych historii, w których morał zawsze jest ten sam- napoje wyskokowe w nadmiernych ilościach powodują ich samoistny, niekontrolowany zwrot.
Zwykle wraz ze zbliżaniem się do ostatniego przystanka, którym jest metro, natężenie rozmów wzrasta. Aż w końcu o 7,30 kiedy wszyscy wysiadają jest już całkiem głośno a dziewczyny znów zaczynają być ładne.
Potem metro, do którego trzeba się wcisnąć. 10 minut i jestem na miejscu. Jeszcze 15 minut na piechotkę i przekręcam kluczyk w szkolnej szafce.
Tak właśnie wygląda moja codzienna podróż do szkoły. Lubię ją za to, że mogę spotkać wielu znajomych. Pogadać. Dowiedzieć się, że Karol chodzi z Nataszą, że Domin nie zdał z muzyki itd.
Wchodząc do ciasnego autobusu, chcąc nie chcąc zbliżamy się do siebie i nawiązujemy jakiś ,,żywy” kontakt. Bardzo to lubię. Lubię też obserwować obcych ludzi. Patrząc na nich staram się zgadywać jacy są, o czym myślą i co teraz czują. Gdy już sobie ich wymyślę, zdarza mi się do nich zagadać i zweryfikować moje domysły.
Na przykład ostatnio wracając za szkoły, usiadłem obok starszego pana w garniturku i z laseczką (do podpierania się), który pod nosem cały czas przeklinał. Stwierdziłem, że na pewno jest zrzędliwym nerwusem i klnie tak po prostu z przyzwyczajenia.
Gdy go ,,otworzyłem” okazało się, że to bardzo miły były śpiewak operowy, który jedzie na nagrania głosu i jest mega spóźniony. Wysiadaliśmy na tym samym przystanku. Żegnając się z nim znałem połowę historii jego życia. Natomiast on z mojej niewiele. Ludzie w rozmowach ze mną bardzo łatwo się otwierają, nie wiem dlaczego. Może po prostu dlatego, że jestem autentycznie mega ciekawy ich historii.
Komunikacja miejska i w ogóle podróże dają mnóstwo okazji do poznawania nowych ludzi, ich historii a przez to zdobywania doświadczenia. Ich doświadczenia...
Dziś na planie czytałem Edwarda Stachurę. On też uwielbiał podróżować i z każdej wyprawy wynosił coś nowego, fascynowal się drogą  no i oczywiście spotykał fajne laski ;) Jego historia nie kończy się dobrze, bo kiedy pociąg ( jego ukochany środek transportu) urwał mu rękę, stracił sens życia i nie wtrzymał.. Ale jego poezja jest świetna.
Jakiś mądry koleś powiedział kiedyś, że podróże kształcą i chyba miał rację.
I nawet te codzienne do szkoły ;)

              A TO FOTOSY Z SERIALU, KTÓRY WŁAŚNIE KOŃCZĘ KRĘCIĆ
                " KREW Z KRWI" W REŻYSERII XAWEREGO ŻUŁAWSKIEGO
                                                    PRODUKCJA CANAL+

              (serial kryminalny, więc się dzieje;)) ja jestem synem glównej                          bohaterki, którą gra Agata Kulesza)








i jeszcze mała mobilizacja SMS ik, kto nie wysłał (niedługo kończymy)
do jutra;))